środa, 9 maja 2018

Nabazgraj z... nigar

Brak obecności Sasii daje się we znaki. Postanowiłam sama coś narysować. Ale nie śmiejcie się! Nie nam takiego talentu jak ona. Przepraszam, że niektóre zdjęcia są z bocznego poglądu...

1. 

Tak, to chyba jakiś źrebak, xd



2. 


Wybaczcie, że tak z boku... Ale to przez aparat... No więc, shire


3. 

Wojownicza klaczka Annie Bell

4. 

Helenka, moja faworytka ;)


5. 

Eh, ten mój ukochany... Corr, czerwony jak krew.





DZIĘKI ZA UWAGĘ! 
(N)

Od Shaytana do Miiko...

— Poza tym duch nie mógłby mnie oprowadzić po całym stadzie. - klacz parsknęła śmiechem. Ciemniejsze koryta biegnące od oczu przez ganasze, aż po chrapy, dolną wargę i brodę, wyrzeźbione przez łzy były jeszcze widoczne, a te ostatnie skapywały na skalne podłoże. Może trochę przesadziłem ze słowami, ale...była w pewnym sensie kimś ważnym. Punktem honoru i jedną z wartości która zadecydowała o moim dołączeniu. Właściwie całkiem ją polubiłem. Zaskakiwała mnie tylko jedna rzecz: przy pierwszych naszych spotkaniach myślałem, że jest...twardsza. Sprawiała wrażenie, jakby naprawdę jej na mnie zależało, a przywiązanie jest jedynie takim psychicznym kagańcem lub podporą, której używamy, by ktoś stał się dla nas osiągalny.
— Ech...dobrze. - westchnęła Miiko, podnosząc głową i spoglądając mi prosto w oczy. Wtem źrenice jej rozszerzyły się. - Zaraz...czy ty chciałeś w ten sposób powiedzieć, że...dołączasz i zostajesz tu? - spytała z nutą nadziei.
— Cóż...na razie, owszem. - odparłem radośnie.
— To wspaniale! - klacz zamierzała znowu rzucić mi się na szyję, ale w porę się opanowała. Oboje roześmialiśmy się krótko.
— Nadal nie pojmuję, jak mogłeś to zrobić. - jej entuzjazm nieco osłabł.
— Po prostu. - mówiąc to, zmieniłem tym razem swą postać w jednego z ognistych strażników. Moja towarzyszka spojrzała na to z przekąsem, lecz nic nie odrzekła.
— Chodź, trzeba cię przedstawić reszcie. - rzekła, wstając i ruszając w stronę wyjścia.

<Miiko?>

Od Miiko do Shaytana...

Łzy płynęły mi po łbie i szyi. Zostawiłam go. Gdy ten przywódca zobaczy, że nie ma mojego ciała wpadnie w szał i będzie się bardziej nad nim znęcać. Intrygował mnie tylko ten ogier, który pomógł stadu Clarisse w walce z ognikami. Mój lament przerwało pukanie do drzwi.
- Chwileczkę. - mówię cicho i pędzę do łazienki, a następnie zmywam łzy. Potem idę wolno do pokoju i otwieram drzwi. Gdy otwieram, zamieram. W drzwiach stoi Shaytan. Naglę zaczynam czuć wszystko razem; radość, szczęście, złość, irytację... Rzucam mu się na szyję, jak staremu kumplowi.
- Szarlotko, przecież byłeś uwięziony! Jak uciekłeś?
Ogier robi się purpurowy.
- Udusisz mnie, Miiko.
Odskakuję zdumiona, że to w ogóle zrobiłam. Wpuszczam go do domu i ponaglam do odpowiedzi. On mi odpowiada. Wszystko. Czuję narastającą złość. Odwracam się do niego plecami i zaczynam walić kopytami w ścianę.
- WIESZ, CO CZUŁAM, GDY MYŚLAŁAM, ŻE CIEBIE TAM ZOSTAWIAM?! NIE PRZERYWAJ MI! PŁAKAŁAM, BO MYŚLAŁAM, ŻE JUŻ PO TOBIE. MOGŁEŚ MNIE CHOCIAŻ UŚWIADOMIĆ, ŻE TEN OGIER TO TY I NIC CI NIE BĘDZIE! - Wydałam z siebie jęk rozpaczy, klapnęłam na ziemi i zalałam się łzami. Shaytan podszedł do mnie powoli, jak do rozjuszonego zwierzęcia i usiadł obok mnie patrząc mi w oczy.
- Miiko, bardzo mi przykro, ale nie mogłem cię narażać. Nie mogłaś tam zostać, bo...
- BO JESTEM ZA SŁABA? - warczę do niego.  Skrzywił się.
- Nie... - rzucił okiem na zniszczoną ścianę. - Bo jesteś dla mnie za ważna.
Przestaję ryczeć. Chyba się przesłyszałam.
- Tak, Miiko. Jesteś mi jedyną znajomą w stadzie. Przyjaciółką. A teraz przestań ryczeć.

<Shaytan? Dziś krótkie>

Od Shaytana do Miiko...

Kolejne ciosy spadały na moje łopatki, szyję, boki, nogi, zad i głowę, mając na celu pozbawienie mnie, rzecz jasna, życia. Dalsze widowisko jako walka dwóch stad zginęło gdzieś pod falą mroczków. Świat zmienił się w mozaikę plam, a ból, choć nadal docierał z całą mocą, stawał się jakby zbyt nudny, by mnie obchodził. Powoli nogi się pode mną uginały, milimetr po milimetrze.
Więc tak ma się to skończyć?
Moja podróż po tej krainie będzie miała swój kres...a szkoda.
Clarisse wygrają, uczczając gdzieś zwycięstwo.
Stado Ognia ucieknie z podkulonym ogonem po kolejne rozkazy.
Crux zostanie dzikim, wolnym od psychicznych więzów kotem.
A Miiko...
Miiko?
Miiko?!
Ona też nie przeżyje. A to zwyczajnie niemożliwe i niemożebne.
Ta myśl natychmiast obudziła mnie do działania. Może bariera blokowała tu moją magię, jednak moc ze szczeliny mannej płynęła niczym miodowy potok. Korzystając z elementu zaskoczenia po moim pozornym poddaniu się, z furią gwałtownie poderwałem się i stając dęba, zacząłem miotać na wszystkie strony. Choć sznury trzymały mocno, z moją wzmocnioną siłą miotałem strażnikami jak pachołkami wokół siebie, parskając i rżąc, rzucając się z zębami i podgryzając pęta oraz kopiąc. Konie postanowiły ratować się ucieczką, lecz po dłuższej chwili wszystkim nie wyszło to na dobre. Zrzuciłem z siebie pętle i przechodząc po zakrwawionych ciałach zbliżyłem się z położonymi uszami do tego, który był gotowy wbić zaraz w ciało klaczy jakiś sztylet. Pchnąłem go na ziemię, po czym stratowałem kopytami. Kątem tylko oka widziałem karuskę, nie będąc w stanie zrobić więcej. Ruszyłem cwałem w stronę pola walki.
Bitwa trwała w najlepsze; ziemia nie nasiąkła jeszcze krwią rannych i zabitych, słońce prażyło grzbiety, z daleka wszystko wyglądało jak uosobienie chaosu. Czułem w sobie wzbierającą z każdym krokiem magię. W międzyczasie nałożyłem impulsywnie na siebie iluzję przemieniającą mnie w karego ogiera. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Dopóki na niebie nie pojawiła się sylwetka ogromnego ptaszyska, na którego widok wszyscy znieruchomieli, co ułatwiło mi tylko sprawę. Wryci w ziemię przeciwnicy byli łatwym celem. Sama siła uderzenia zabiła jednego z nich. Następnie zabawiłem się, gdy zamiast w żywego wroga trafiali na wyimaginowaną pustkę, za to ktoś z boku ,,wbijał im nóż w plecy".
W końcu wszystko miało się ku końcowi. Dysząc, przedarłem się przez tłum i wzbiłem się w powietrze, odlatując czym prędzej w kierunku zachodnim. Położyłem się na na niewielkiej, leśnej polance, i zamknąłem oczy. Moje ciało domagało się odpoczynku.
Nadeszła noc. Wstałem całkowicie wypoczęty i gotowy do drogi. Postanowiłem wpierw skierować swe kroki na polanę. Skupiłem się i wykonałem dość szybką teleportację. Stojąc na granicy, wytężałem wzrok niemal do bólu, ale nigdzie nie mogłem dostrzec znajomej karej sierści poplamionej białym kolorem na zadzie. Kocura także ni widu, ni słychu. Zacisnąłem zęby i wzbiłem się w powietrze, kierując się do dawnego więzienia.
~Some time later~
Odprowadziłem karuskę na skraj niewielkiej przepaści.
— No już, wiej. - mruknąłem do otępiałej, jakby wrytej w ziemię klaczy. - Mogłaś mnie zabić, ale tego nie zrobiłaś. Nie będę powtarzać. Uciekaj! - krzyknąłem na koniec, kładąc uszy po sobie, robiąc krok do przodu i odsłaniając zęby. Jeszcze przez chwilę nieco zdezorientowana i zaskoczona Miiko stała jak słup soli, lecz wreszcie ruszyła cwałem przed siebie, byle dalej od tego miejsca. Uśmiechnąłem się lekko, po czym zawróciłem po Cruxa. Stanęliśmy oboje w tym samym miejscu. Wpatrywałem się w niknącą na horyzoncie sylwetkę, powstrzymując się od wszelkich niepotrzebnych rozmyślań i hamując emocje. Nie mogłem pozwolić, by teraz przejęły kontrolę.
— No no, niezła sztuczka. - miauknął kocur z podziwem. Parsknąłem śmiechem, zdejmują powoli iluzję siwka spod której wyłaniał się mój bułany pysk, kruczoczarne skrzydła i reszta ciała.
— Czas się zbierać. - siwek raczej nie będzie zadowolony, gdy obudzi się w pokrzywach, z piaskiem pod oczami i cały wytaczany w żywicy, z uciętym ogonem. Towarzysz posłusznie wskoczył na mój grzbiet. Tylko gdzie...? W końcu zamknąłem oczy...a po chwili znów je otworzyłem.
~Tymczasem~
Klacz biegła ile sił w nogach, wciąż nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Puścił ją wolno bez wyraźnego powodu. Na razie jednak się nad tym nie zastanawiała. Po pewnym czasie zwolniła, bowiem poczuła zmęczenie. Kierowała się wytrwale w stronę centrum stada. W końcu przekroczyła granicę lasu i znalazła się na rozległej łące. Z radosnym rżeniem podbiegła do pierwszego spotkanego konia. Zaczęły się gorące powitania i pytania.
— Coś mnie ominęło? - spytała z entuzjazmem.
— Właściwie, tak. Bardzo się cieszymy, że wróciłaś.
— Mów już. - rzekła niecierpliwie.
— Przybyliśmy na wyznaczone miejsce. Tam czekała na nas armia po drugiej stronie, ale wygląda na to, że w jakiś dziwny sposób zaskoczyliśmy ich. Gdy bitwa się zaczęła, dołączył do nas jakiś kary ogier. Wygląda na to, że używał iluzji. Naprawdę nam pomógł, ale potem zniknął. Ogólnie rzecz biorąc, wygraliśmy. - uśmiechnęła się klacz. Miiko milczała.
~Tymczasem~
Pod niebo wystrzelały wciąż czarne, spopielone, poskręcane w bólu pnie drzew, lecz pod sobą czułem miękką warstwę roślinności. Na martwej ziemi wyrosły żywe kwiaty i zioła, które z kolei ożywiały owady i inne drobne organizmy. Położyłem się w wygodniejszej pozycji na brzuchu. Spojrzałem w firmament, po czym moja głowa opadła na ziemię. Przełknąłem ślinę, mrużąc powieki. Nie potrafiłem teraz na to patrzeć. Byłem zbyt słaby?
Miiko jest bezpieczna. - pomyślałem jeszcze raz od tamtego momentu. Podróżowanie będzie teraz zbyt ryzykowne i męczące. Na ten czas oczy me napawały się już wystarczającą ilością dziwów i cudów. Może czas znaleźć nowe, w miarę stałe miejsce? Niczym ten chaber przede mną. Wstałem szybko i po dłuższej chwili znalazłem się wraz z Cruxem niedaleko polany, przy moim dawnym legowisku.
— Możesz odejść. - zasugerowałem, jednak zwierzę pokręciło głową.
— Uważam, że to dobry wybór. - odparł z zadowoleniem kot. Ruszyłem więc z nim u boku w stronę ,,serca" stada.

<Miiko?>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D