piątek, 15 grudnia 2017

Od Arkadii do Stelli...

-Salvador? - powtórzyłam tępo, gorączkowo myśląc. Salvador? Salvador? Gdzieś to słyszałam. Tak i to cały czas. Wiedziałam ze te wizje to nic dobrego. Ale... To nie może być... To..to...ja...jestem... Salvador?Ale to nie ma sensu... A może jednak... Gdyby pomyśleć... To MA sens. Ale to historia na dłuższą mętę moich małych badań i eliksirow przeszłosci z rzadkich ziół których nie mam. - Ja wiem. - odezwałam się. - Chyba wiem co się stało... - zamilklam.
Wszyscy spojrzeli się na mnie jak na kosmite.
-A zdradzisz nam konkretnie co? - zapytała Stella.
- Na razie nie. Musicie wypocząć. - uciełam. Jednak odezwałam się po chwili. - Masz Stella to ci pomoże i ty Daimond. To napewno ci nie zaszkodzi. - podałam dwa różne napoje, jednak każdy miał tą samą właściwość. Leczył to co jego posiadacz chciał. Mam nadzieje że uleczy Stellę i postawi na nogi, bo chociaż ona sie dobrze czuła to wiedziałam że trucizna jeszce jest we krwi. A Daimond? Wiem jak to lubi, poza tym nie zaszkodzi jej i miała problemy z jakąś łapą. Ale nie wiem którą...
Gdy wzięły ode mnie napoje, zrobiłam co musiałam. Zostawiłam Kikiego na ziemi w pokoju po czym zapadłam sie do tajnej podziemnej skrytki  poprzez usunięcie gałęzi i pni, które były pod ziemią, dzięki czemu glina z jakiej byla zrobiona podloga z pomoca malej ilosci magii natury zapadła sie. Tam był moj gabinet naukowy. Badalam w nim rośliny i szukałam odtrutek na różne dolegliwości i trucizny.
Ale nie dziś. Dziś zapisywlam wszystkie nagłe wizje, łącząc je w całość. I tak jak podejrzewałam. Nie byłam sama w moim ciele. To znaczy... Byłam całe dzieciństwo i kawałek dorosłego życia. Ale to się zmieniło. Teraz wyczuwalam czyjąś obecność. Nie ważne kiedy sie odwróciłam, nikogo nie widziałam, a czułam że ktos mnie obserwuje. 

<Stella? Mało weny miałam wiec słabe chyba, ale wydaje mi sie ze ręce i nogi ma. P. S. Jak mnie nie będzie, bo będę w tym gabinecie to możecie zrobić jakąś narade czy cos takiego moze? Nwm. Xd Miłego pisanka!>

Od Arkadii do Zary...

Sorki... Naprawdę nie chciałam Cię urazić. Nawet bym tak nie pomyślała. Przecież to twój daimon. A nie ma czegoś takiego jak związek daimona i konia. (Tylko nwm czm weron napisała ze sie o to zapytalam xd lol).
-Spoko. Nie gniewm się. Chyba muszę się bardziej otworzyć. - przyznała z nie chęcią. - A więc miałam matke. Była to klacz natury. Nie cierpiałam jej. Źle mnie traktowała. Kazała mi dla niej pracować, a ona nawet mi się nie odwdzięczała... Do tego zamykala mnie w roślinnym kokonie. Takim jak twój. Ale on był inny... Emonowało od niego zło. A od twojego spokój. Bardziej się go bałam. Zaciskal sie wokół mnie i mojej szyi dusząc mnie. - zaczerpnęła powietrza. - Przepraszam, że tak cię traktowałam. Nie wszystkie konie natury są złe. - spróbowała się uśmiechnąć i podała mi kopyto.
- Tak samo nie wszystkie jednorożce są tak uparte. - powiedziałam przyjaźnie i uśmiechnęłam się podając jej kopyto mimo ostatniego zniechęcenia do Zary.
"Jednak dobrze się pogodziła ze mną" - myślałam.
W tej chwili Kiki wychynał zza mojej grzywy i poszedł po naszych wyciągniętych kopytach. Miał ogon w lepkiej, ale pięknie pachnącej, przypominającej miejsce gdzie się poznalysmy, żywicy. Posmarował nią nasze kopyta. To miało przypieczętować naszą zgodę, przyjaźń i zaufanie do siebie. Mimo lepkiej żywicy nie zobaczyłam juz na twarzy Zary obrzydzenia. Emonowała niesamowitym jak na nią spokojem.

< Zara? Podoba się? Za długo były w niezgodzie. Może nie są jeszcze jakimiś bff, ale niech ufają sobie bardziej. default smiley :p >

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D