piątek, 26 stycznia 2018

Od Zary...

Pomyślałam sobie, że napiszę coś takiego jak Pestero. Historia życia Zary. Bez obaw, nie dodam sobie kasy ;) A więc miłego czytania.


Glimmer. Tak miała na imię jej matka. Była tak niezwykła... Tak odważna... A tak zimna. Zakochał się w niej jeden samotnik, Blease. Sama Glimmer miała wielu zalotników, ale nie robiła nigdy związków na stałe. Zazwyczaj owijała sobie ogiery omamione jej pięknem wokół palca, a potem rzucała boleśnie łamiąc serca. Gdy się spotkali, Blease zaproponował jej związek, podarował kwiaty. Glimmer to oczywiście odrzuciła. Ogier był jednak ze szlacheckiego rodu, i chciwa Glimmer, gdy się o tym dowiedziała, przystała na tę propozycję. Miesiąc później klacz zaszła w nieoczekiwaną ciążę. Glimmer nie chciała mieć nigdy dzieci. Blease przeciwnie. I się pokłócili. Rodzina Bleasa rozpaczliwie błagała, aby opuścił tę wariatkę i znalazł sobie porządną partnerkę. Ogier jednak był przy niej. Nie dla Glimmer, dla nienarodzonego źrebaka. Pilnował ją stale, aby niczym go nie zabiła. No i Glimmer urodziła karą klacz. Blease był gotów odejść ze źrebakiem, ale Glimmer specjalnie kłamała, że to też jej dziecko i ma do niego prawo. Blease był zrozpaczony ; nie chciał stracić dziecka, ale przebywanie z nią doprowadzało go do obłędu. I tak minął miesiąc.
Ogier postanowił na zawsze opuścić Glimmer i - ze złamanym sercem klaczkę. I odszedł. Na zawsze... Glimmer się zdenerwowała i wyżywiała się na klaczy. Nazwała ją Paula. Gdy tylko wpadała w szał, oplatała korzeniami Paulę. Źrebak wiele przeżył. Gdy miała roczek, poszła do szkółki. Miała tam dużo problemów, no i wszyscy myśleli, że jest wariatką, jak jej mama. Kiedyś, gdy miała coś zaśpiewać, zaśpiewała swoją ulubioną piosenkę o wisielcu:

A ty, czy ty,                                                        
Pod drzewo przyjdziesz też.
Gdzie wisi już ktoś,
Podobno zabił trzech.
O tym, co się tu działo każdy chyba wie.
Pod drzewem dziś, 
To wszystko skończy się.

A ty, czy ty,
Dzisiaj przyjdziesz też.
Tu woła nas ktoś,
Kto przed nimi zbiegł.
O tym, co się tu działo każdy chyba wie.
Pod drzewem dziś,
To wszystko skończy się. 

A ty, czy ty,
Tutaj przyjdziesz też.
Pod drzewem jak cień,
Wolność kusi cię.
O tym, co się tu działo każdy chyba wie.
Pod drzewem dziś,
To wszystko skończy się.

A ty, czy ty,
Dziś założysz też.
Naszyjnik jak wąż,
Oplecze czule cię.
O tym, co się tu działo każdy chyba wie.
Pod drzewem dziś, 
To wszystko skończy się. 

A ty, czy ty,
Już poczułeś też.
Że wciąż wybór masz,
Czy poddać się, czy nie.
O tym, co się tu działo każdy chyba wie.
Pod drzewem dziś, 
To wszystko skończy się.

A ty, czy ty,
Zdecydujesz też.
Że zamiast stać, 
Na oślep lepiej biec.
O tym, co się tu działo każdy chyba wie.
Pod drzewem dziś,
To wszystko skończy się. 

A ty, czy ty,
Już rozumiesz też.
Czy chcemy czy nie,
Czeka nas śmierć.
O tym co się tu działo każdy tutaj wie.
Pod drzewem dziś,
Wszystko zacznie się...

Raz też namalowała trumnę na artystycznych zajęciach. Zrobiła się z tego gruba afera i Paula nie przychodziła cały tydzień do szkółki. Gdy wróciła, miała na sobię krwawe blizny i ślady po korzeniach. Nikt się tym za bardzo nie przejął, prócz nauczycielki. Jednak nie mogła się do tego wtrącać. Takie było prawo. Od tamtego momentu Paula zaczęła uciekać. Próbowała trzy razy, niestety nigdy nie kończyło się to szczęśliwie, jedynie porządnym laniem od Glimmer. Pewnego dnia, kiedy wracała ze szkoły, natknęła się na Sir Spląta. Był do niej o dziwo, przyjaźnie nastawiony, czego Paula nigdy nie doświadczyła odkąd nauczyła się mówić. Zostali przyjaciółmi. Razem opracowywali ucieczkę. I się udało. Klacz odeszła od okaleczającej ja matki. Jednak nie udałoby się jej to bez przyjaciela. 
- Udało, się Paula. - westchnął Sir Spląt.
- Mów mi Zara. 


I koniec! Potem tylko rabowali, to jest najważniejsze. Podobało się? ;)

Od Nakira do Pestera...

Wiedziała. Nie wiem jakim cudem, może obrażona Jill wyjawiła jej wszystko? Byłem niebezpieczny, to fakt. Powinienem uciec, ale po prostu musiałem powiedzieć Amber prawdę. Tylko co miałoby to jej dać? Miała rację, stwarzałem zagrożenie. Uciekaj, szeptało coś w mojej głowie. To dla bezpieczeństwa ich wszystkich. Jeden koszmar i mogę kogoś zabić.
  - Wpadasz w sny innych. – szepnęła nagle klacz. – Nie umiesz się uwolnić. To przejmuje nad tobą kontrolę. Gdy wessie cię koszmar, zabijasz. – jej słowa mnie przeraziły. Streściła to w kilku bezdusznych zdaniach, sprawiając, że bałem się sam siebie. Spojrzałem w oczy Amber… I cofnąłem się o krok. Miała puste spojrzenie. Nagłe potrząśnięcie głową i jej oczy znów miały kolor głębokiej czerni.
  - Jesteś Łowcą Snów, prawda? Jill to wie. Jest z moich stron. I może ona nie ma o tym pojęcia, ale jest lekarstwo na twoją moc. – złapała moje spojrzenie. – Czytam w myślach, jeśli jeszcze nie zauważyłeś.
  Uśmiechnęła się blado, po czym podniosła się na nogi. Znowu była tą Amber, którą poznałem kilka dni wcześniej, zwykle pogodną, pomocną, odrobinę tajemniczą. Zszokował mnie fakt, że coś umie poradzić na to kim… czym jestem.
  - Nigdy nie podejrzewałem, że będzie dla mnie jakaś nadzieja. – wyszeptałem.
  - I wątpię, by to była jakaś szansa. Nie chcę wracać do domu, a tylko tam rośnie grendaus. Takie zielsko, odbierające moc. – wytłumaczyła. – Moja matka… Była zielarką, wiesz. Jeśli chcesz spróbować, jestem z tobą. Jeśli nie, rób, co chcesz…
  Byłem gotów zrobić wszystko. Mogłem coś zrobić z moim przekleństwem, Amber, kimkolwiek była i jakakolwiek była jej historia, była gotowa podać mi pomocne kopyto, ale był jeszcze Pestero. Sprawiał, że czuliśmy się pewnie i bezpiecznie; czy pójdzie z nami?
  Moje rozmyślania przerwało ziewnięcie klaczy. Rzeczywiście, było późno…
  - Jeśli pozwolisz, spędzę tę noc za zamkniętymi drzwiami. Przepraszam, ale chyba rozumiesz. – słaby uśmiech i już mnie nie było. Zagrożenie. Niebezpieczna moc. Słowa dźwięczały mi w uszach; a ja utwierdzałem się w przekonaniu, że jako niebezpieczeństwo nie powinienem się zbliżać do nikogo. A mimo to chciałem i powoli zaczynałem się zaprzyjaźniać, w szczególności z karą klaczą...

<,Mam 337 słów ;). Op pisane wspólnie, uznaliśmy że w naszej wenie przyda się jakiś konkretny cel, bo do tej pory trochę nie trzymało się to kupy… Pestero, zgódź się na tę podróż, ok? W twoim op może wytłumaczymy ci tajemnicę Nakira, a reszta należy do Ciebie^^ Pozdr z Bukowiny Tatrzańskiej i miłych Waszych przyszłych ferii, cześć!>

Od Amber do Pestera...

 Kilka kolejnych dni spędziliśmy, odbudowując dom. Trzeba było załatać kilka dziur, wymieść pajęczyny (Jill nie żartowała, było ich pełno), wyrzucić stare graty. Przez cały czas Nakir milczał, kilka razy przyłapałam go na nicnierobieniu i patrzeniu się w jakiś odległy punkt. Próbowałam z nim porozmawiać, ale szybko zmieniał temat i przypominał sobie że miał wymieść śnieg lub przynieść kilka gałęzi. Jill i Auris zniknęły, tylko tę pierwszą zdawało mi się widywać, gdy przemykała pośród ośnieżonych drzew. Pestero sprawiał wrażenie pogrążonego we własnych myślach, ale zdawał się być na swój sposób szczęśliwy, że może nam pomóc… Choć może był po prostu mniej przygnębiony. Czy on kiedykolwiek był naprawdę  s z c z ę ś l i w y?
  Ja… Nie tęskniłam za domem. Nigdy za nim nie zatęsknię. Ten nowy dom, stado Clarisse, spadł mi z nieba… Ale nie był rozwiązaniem moich problemów, choć odnowione i przytulne schronienie z pewnością coś zmieni w moim życiu.
  Pewnego wieczora, gdy kładliśmy się do snu we wnętrzu domu, usłyszałam ciche kroki. Nie poruszając się, powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam cień konia ze zwieszoną głową, szybko oddalający się między ośnieżone wzgórza. Nakir?
  Podniosłam się i pobiegłam za ogierem. Może i nie powinnam tego robić, ale on miał jakiś problem i najwyraźniej sam nie potrafił sobie z nim poradzić – a ja? Czy zgodzi się oddać mi tajemnicę za tajemnicę?
  Nagle pod kopytami mignął mi rozmyty kształt. Wyrwana z rozmyślań, straciłam kontrolę i poślizgnęłam się na lodzie. Zdezorientowana, obróciłam łeb… a tam, w świetle księżyca, stała Jill.
  - Nie pójdziesz za nim. – powiedziała stanowczo. Zamrugałam, niedowierzając.
  - Co? Ty mi tego zabraniasz? – zmęczona i poddenerwowana, wkurzyłam się na kocicę. – Nie wiem, jakim cudem tego nie widzisz, ale twój przyjaciel ma jakiś problem, który go przerasta. I zamierzam mu pomóc, a ty… ty… nie staniesz mi na drodze. – mój nieznoszący sprzeciwu ton powinien przerazić każdego – ale nie Jill. Stała tam dalej, wpatrując się w chmury za mną. Podążyłam za jej wzrokiem i serce zabiło mi mocniej. Ile usłyszał Nakir? Co on…?
  - Amber, masz rację. – powiedział cicho. – Ale ty też coś ukrywasz, prawda? Czy powinnaś się zamartwiać moimi problemami? – spojrzał mi w oczy, a ze mnie nagle uleciały wszystkie moje własne myśli, moja moc pozwoliła mi spojrzeć w jego umysł. Trwało to może ułamek sekundy, ale wiedziałam już jedno.
  - Kłamałeś. Masz moc. Niebezpieczną.

<I tu się kończy mój fragment, ma idealnie 400 słów. Teraz część pisana przez Michalczu>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D