poniedziałek, 31 lipca 2017

Od Salvadora do Stelli...

Pustynia zbliżała się ku końcowi. Widać było pierwsze, może nie tak soczyste źdźbła trawy. Ostatnie kroki po parzącym piasku. Wszyscy cieszyliśmy się wyjściem z tego miejsca. Gdy wychodziłem usłyszałem w głowie głos: "Nigdy już nie opuścicie mojego Królestwa! Haahaaaa! Kto tu wejdzie nie ma prawa z tąnt wyjść! Jesteście moimi więźniami!" I wstrząsnął mną dreszcz. Zresztą nie tylko mną ale i pozostałymi. Nagle Stella potknęła się i niechcący przesunęła kopytem jakiś kamyk i zapadła się. Po chwili i daimony poznikały. Zostałem z Kosariusem. Wokół nas pojawiły się dzikie zwierzęta. Były dziwnie wielkich rozmiarów. Myślałem gorączkowo. To musiały być daimony poległych tu koni. Nie damy im się zgnieść na miazgę! 
-Kosarius, to są daimony poległych koni. Damy radę je pokonać. One są jak zombie. Nie myślą coś je kontroluje. 
.
 Walka przebiegła szybko i sprawnie. Nim się obejrzeliśmy ostatni bezmózgi daimon został powalony. Teraz trzeba odnaleźć Stellę i daimony. Mogli być gdziekolwiek...
-Jak myślisz gdzie oni są?-zapytałem.
-Nie wiem. -odparł Kosarius. - Myślę ze są gdzieś w podziemiach. 

<Stella? Może być? Co tam naprawdę się stało gdy wpadłaś do tego dołka?>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D