.Koryn szedł po swojej posiadłości. Nagle ujrzał ślad kopyt na wilgotnej ziemi. Zara miała inną podkowę, ta była mniejsza. To znaczy jedno. Obcy koń. Pognał za śladami.
.Teren nie nie był urodzajny. Było tu parę chwastów. Doszłam do jeziora. Obca klacz którą śledziłam zaczęła napełniać sakwy wodą. Nagle ktoś chwycił mnie za kopyto i pociągnął za głaz. Stałam łeb w łeb z Korynem. Był on średniej wielkości, bułany. Miał duże, jasnobrązowe skrzydła i ładne oczy. Widać w nich było grozę, jak i wrażliwość.
- Kim jesteś? - spytał szeptem.
- Jestem... E... Koleżanką Pauli.
Uśmiechnął się.
- A mnie się wydawało, że się skradasz! O jaką Paulę chodzi? Tu nikt taki nie mieszka.
- Jej - wskazałam na klacz.
- To Zara. Nie Paula.
Zatkało mnie. Zara, Zara, Zara... To brzmi znajomo..
- Muszę już iść... - szepnęłam do ogiera.
Odwróciłam się i odbiegłam.
.Tymczasem Koryn czuł się tak, jakby zrobił to, co nie powinien.
< Zara? >