niedziela, 4 marca 2018

Od Koryna do Zary...

Czując na sobie ostre spojrzenie strażnika szedłem ostro do przodu jakby z zapalczywością do wykonania zadania, które miało na celu zabicie Zary, lecz gdy tylko zgięte wiekiem ponure drzewa ukryły mnie przed jego natrętnym wzrokiem przystanąłem i rozejrzałem się wokół. Wszystko wyglądało jak najnormalniejszy las, ale nie było w nim śniegu. Panowała dziwnie ciepła temperatura i jakaś duszność. Słyszałem, że miejsce to jest nawiedzane przez duchy; podobno nikt kto tu wszedł nie wrócił. Szczerze, to miałem to gdzieś. Zależało mi tylko na odnalezieniu Zary nawet gdyby była tu cała zgraja upiorów uzbrojona po zęby, wyposażona wszelkimi mocami i mająca wiedzę o wszelkich strachach odwiedzających ich gości. Woda.  Muszę zmyć tę farbę. Wytężyłem słuch stojąc przez chwilę bez ruchu, ale w końcu dosłyszałem cichy plusk strumyka i poszedłem  jego stronę. Po paru minutach moim oczom ukazał się strumień, w którym woda płynęła dość wartko. Postanowiłem jak najszybciej się w niej znaleźć, więc już po chwili tarzałem się w płytkim strumieniu ignorując kamyki wbijające mi się w ciało. Kiedy ponownie stanąłem na  nogach rozpostarłem skrzydła rozrzucając wokół krople iskrzące się w słonecznych promieniach przedzierających się przez drzewa. Uśmiechnąłem się do siebie lekko i złapałem leżącą na ziemi wiatrówkę. Sam wolałem walkę kopytami, ale Zara na pewno miałby z tego pożytek. Jeszcze raz się otrząsnąłem i ruszyłem w głąb lasu.

***

Znalazłem się w niezbyt przyjemnym miejscu. Wokół mnie z czarnej, pooranej ziemi wystawały tępe kikuty sczerniałych drzew, wysokie chropowate pnie z suchymi jak wiór koronami nieokrytymi liśćmi, które już od dawna leżały zgniłe pośród wystających korzeni i szkielety ciernistych krzewów. Okrywała mnie gęsta mgła sącząca się przed powietrze jak dusząca para zaciskająca swoje macki wokół klatki piersiowej, utrudniająca oddychanie. Poczułem się niezwykle zmęczony, choć przed wstąpieniem w progi lasu byłem w pełni sił. Oczy same się zamykały jednak wiedziałem, że sen w tym lesie to pewna zguba. Czułem się jakbym był w pułapce, jakbym stracił wszelką nadzieję, a moje wnętrze wypełniła pustka. Nawet nie zauważyłem kiedy zieleń lasu zmieniła się w to czarne pobojowisko. Wyglądało to tak, jakby tę część lasu spalono. Szczerze mówiąc chciałem wracać, ale myśl o Zarze pchała mnie do przodu. Ona jest tu przecież całkowicie sama. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, wydawało mi się, że coś mnie obserwuje. Rzuciłem okiem przez ramię, lecz nie ujrzałem nic. Przez myśli przebiegły mi opowieści o upiorach tych lasów, ale szybko je odtrąciłem. Nie wierzyłem przecież w te bzdury.

<Zara?>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D