sobota, 18 listopada 2017

Od Salvadora do Kosariusa...

Jad palił mnie żywcem. Jednak po chwili nie czułem już bólu. Myślami krążyłem między przeżytymi chwilami z przyjaciółmi. Wiedziałem że zbliżam się w strone Niebiańskich Łąk wielkimi krokami. Przed oczami niczym wielką lawinę miałem najpierw moje dziedziństwo, potem początek tej przygody i pustnie. Chyba najbardziej w tej chwili nie lubiłem tego miejsca. Zobaczyłem Daimond. Wiedziałem że będzie mi jej brakować.
Żyje się raz. Pomyślałem i na zawsze zamknąłem oczy.
Niebiański Łąki były piękne. Kolorowe. Znajdowałem się wielkiej polanie. Pośrodku lasu. W tej chwili pojawił się jeden z naszych końskich bogów i powiedział.
-Salvador. Jeszcze nie umarłeś. Zresztą sam zobaczysz. - Zastukał kopytem.
Polana zawaliła się. Byłem kimś innym ale pamiętałem trochę dawnego siebie.
Wstałem. Chwila... Co jest? Jestem straszniw chudy i zielony. I... JESTEM KLACZĄ! Co za obraza majestatu...- pomyślałem. I ruszyłem szukać przyjaciół. Otwierała sie nowa pusta księga, którą musiałem zapełnić...

<Heh... Salvador umarł... Ale czy aby napewno? Dowiecie się z opowiadań Arkadii.>

Od Stelli do Salvadora...

Nazajutrz ruszyliśmy dalej. Było tak parno jak wczoraj, ale nie narzekaliśmy. Szliśmy w zwartej grupie. Nagle podeszła do mnie daimond.
- Hej... - rzuciła mi uśmiech. - Wybacz! Nie chciałam ci niszczyć plecaka. Naprawdę mi przykro.
- Nic się nie stało, przecież musiałaś się jakoś uratować. Twoje życie jest o wiele ważniejsze od mojego plecaka.
- Wiem... Ale coś dla ciebie mam za tą szkodę. - Podała mi nowy plecak, ze skóry gryfa, elegancki, z kieszonkami, widać, że musiała się przy nim nieźle naharować. Zajrzałam do środka. Były tam te przyprawy, które się zapodziały; szczaw, cytrusy, poziomki, lecznicze rośliny, trawa cytrusowa i grzyby. Luż miałam coś powiedzieć w podziękowaniu, ale obudził mnie ryk Kosariusa.
- UWAGA! - ryknął do wszystkich. Drogę zastąpiły mam olbrzymie, trzymetrowe węże. Było ich dwa.
Nie było jak uciekać. Odskoczyłam przed jadowitymi kłami, widziałam już bitewny harmider. Udało mi się zauważyć lukę między wijącymi się cielskami.
- Tędy! - krzyknęłam do przyjaciół. Pobiegliśmy pod wężami, one warczały i dźgały nas kłami, ciosy chybiły. Zatrzymałam się, bo nie mogłam iść dalej. Drogę zastąpił mi wąż. Patrzyłam mu w oczy przez moment i... Coś mnie odrzuciło, a ja czułam ogromny ból na karku. Hope kwiknął cicho, zaatakował z innymi, Salvador chronił mnie przed pociskami, a Daimond oglądała moją ranę.
- Trucizna. - szepnęła cicho.
Kosarius, Kastoro i Hope mieli kłopoty. Koń i pies byli już nieprzytomni, a lwica była ciężko okaleczona. Patrzyliśmy ze strachem jak wąż uderza głową Kastoro. Już nie wstała. Salvador zaszarżował na węża.
- Nie! - Krzyczy biedna Daimond.
Moim ciałem miota ból, płoną mi wszystkie kości, próbuję wstać, upadam. Tracę wzrok, Daimond zmusza mnie do leżenia. Zostaje mi tylko słuchanie, co się dzieje wokoło. Zmuszam wzrok do widzenia, widzę jak Salvador ogłuszył jakimś cudem jednego węża, i go zabija. Drugi syczy wściekle i rzuca się na Salvadora. TRACH! Ogromne szczęki zacisnęły się na szyi biedaka, Daimond płacze, zostawia mnie i rusza mu na pomoc. Salvador krzyczy z bólu. Próbuję wstać. Nic. Trucizna w moim ciele się nasila. Co musi czuć Salvador, jak u niego od razu trafiła do żył??? Wąż otwiera szczęki, Salvador pada na ziemię. Nie porusza się. Jego uwagę przykuła Daimond, rzucająca w niego kamieniami.
- Zostaw go! - piszczy.
Kątem oka widzę, jak Salvador się unosi nieprzytomnie. Krew spływała mu po szyi farbując trawę na czerwono. Chwyta ostry kamień. W pewnym momencie rzuca się na węża wbijając mu ostry kamień w skórę. Wąż gniewnie skrzeczy, upada martwy. Pociemniało mi przed oczami. Daimond padła nieprzytomna. Obraz znowu mi się zamazał, tym razem bezpowrotnie. Czuję, że spadam w nicość.

< Babi, pisz dalej, podejmij wybór, czy Salvador jeszcze będzie żył, ale nie powinien raczej, bo odszedł z bloga i go już nie ma >

Pożegnanie...

Niestety z bloga odszedł Salvador. Właścicielka postanowiła zatrzymać tylko drugą postać, Arkadię, bo nie ma czasu na pisanie opowiadań. Salvador został usunięty z wen, a opka piszą osoby chętne, albo te, co były po nim w wenie. Pożegnajmy go smutnym rżeniem!

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D