sobota, 9 września 2017

Od Zary do Koryna…

Nie lubię, gdy ktoś się mną opiekuje.
Ruszyliśmy z Korynem do krańca jego terenów, gdzie przy głównej drodze rosła niejedna kępka trawy. Zaczęłam zajadać ze smakiem, a Koryn się tylko patrzył z niesmakiem na moje chude nogi. Błagam, żeby tylko się nie martwił o to, że nie jem podstawowych posiłków! Innego powodu nie widzę, aby się gapić na moje nogi. Nie są przecież ładne. Po piętnastu minutach się już najadłam do syta, pierwszy raz od kilki dni.
- Czy ty coś jesz? Jesteś strasznie chuda i niedożywiona! – mruknął znowu zniżając wzrok na moje nogi.
- Odczep się od moich nóg. Jem ile chcę.
Zamilkł i już się do mnie nie odezwał. Mi to pasowało. Wróciłam na polanę, gdzie zauważyłam sir Spląta i Teneris jedzących siwego królika.
- Spląt, mogę cię prosić na słowo? – fuknęłam, chodź wiedziałam, że jak odmówi wyniosę go siłą.
Kiwnął głową i podszedł do mnie. Odeszliśmy kilka metrów dalej. Odwróciłam się kilka razy, aby sprawdzić, czy nie podsłuchują. Gdy zauważyłam, że rozmawiają ze sobą, odwróciłam się do Spląta.
- Idziemy stąd! – warknęłam. - Mam już tego dość! Ten pegaz gadał dziś o moich nogach! Mówił, że powinnam się więcej odżywać!
- Bo to prawda – poparł pies, ale gdy spojrzał w moje oczy ujrzał w nich nieustępliwość pomieszana ze złością. – Ale gdzie byśmy poszli? Na drogach głównych stoją Asowie! Droga główna jest we wszystkich krainach. Jak wyjdziemy na pewno nas znajdą! Chcesz iść do więzienia stada? Chcesz być skazana na wygnanie?
Nie odpowiedziałam. Miał trochę racji.
- Myślisz, że pozwolą nam zostać? – szepnęłam ciszej bo zapomniałam, że nasi towarzysze są daleko. – A jeśli nas zdradzą?!
Sir Spląt zastanowił się przez chwilę, o potem odparł.
- Terenis jest w porządku. Zaświadczam o nich.
Wybauszyłam na niego oczy. Poszliśmy do towarzyszy.
- Mieliśmy naradę – zaczęłam. – Chcielibyśmy u was zostać. Na kilka dni, nie więcej! Nie będziemy dla was problemem!
- Oczywiście, że możecie zostać, nawet na więcej niż kilka dni. – powiedział Koryn.
Już chciałam się uśmiechnąć, ale dodał.
- Musicie przestrzegać naszych zasad.
Spojrzałam na Koryna. Zasad? Nienawidzę zasad! Czego on chce?!
- Po pierwsze, żadnych fochów. Po drugie. – wymienił wzrok z Terenis – Macie nas słuchać!
O NIE. O NIE. O NIE.
Po trzecie musicie nam pomagać w pracy. Po czwarte mówcie, gdzie się wybieracie. I po piąte, o wszystkim nam mówcie. Tylko tyle od was wymagamy. My zaś, gwarantujemy wam bezpieczeństwo.
Razem z sir Splątem wymieniliśmy się spojrzeniami. Ustąpię tylko dla niego.
- Wchodzimy w to.


< Koryn? Starałam się, by było jak najdłuższe >

Od Zary do Arkadii

To było straszne! Jak ona mogła zawinąć się w tym kokonie?! Kręciło mi się w głowie. Podobne rzeczy robiła ze mną matka, zanim odeszłam. Wzywała grube korzenie drzew, które owijały się na moim grzbiecie jak wąż boa i zaciskały się boleśnie… Zerknęłam na ogromną bliznę na karku i części grzbietu. Korzenie mojej matki zrobiły mi bliznę. Pamiętałam to uczucie, jak traciłam bezpowrotnie oddech, i wtedy uścisk się nieco rozluźnił, ale nie na długo.
Potrząsnęłam głową. Nie mogę o tym myśleć, bo dostanę depresji! Jak Arkadia mogła mnie tak nastraszyć? Mój zmysł się nie mylił. Nie mogę jej ufać. Muszę być ostrożna.
Wyszliśmy z lasu Arkadii i doszliśmy do głównej ścieżki.
- Jeżeli chcesz należeć do Stada musisz się zapisać – szczebiotała Arkadia. – Ta ścieżka nas tam zaprowadzi. Ja już jestem zapisana. Możesz mieszkać w sercu stada bądź na zewnątrz, na terenie należącym do naszej ojczyzny. Ta druga wersja jest lepsza!
- Twoim zdaniem – mruknęłam i zastanawiałam się, czy w stadzie są jakiejś domki na uboczu.
Zauważyłam różową łąkę. Dokładnie tak, różową. Był zachód słońca, na łące rosły tylko różowe kwiaty. Nienawidzę kwiatów – pomyślałam.
- A oto Łąka Zakochanych! – zawołała podnieconym głosem moja towarzyszka.
Pchi. Nigdy nie będę zakochana. Przenigdy. Nienawidzę wyrażania uczuć. Miłość jest dla idiotów!


< Arkadia? Nie bierz tego do siebie, że Ci nie ufam, ok? >

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D