czwartek, 26 kwietnia 2018

Od Kennedy do Nambikei...

Kennedy zamknęła oczy i wygładziła grzywę. No nie... Już przestało działać?! Jak ma teraz wrócić do swojej kryjówki nie narażając się na spotkanie innych? Kennedy mieszkała w jaskini na półce skalnej na klifie nad Morzem Błękitnym. Klacz postanowiła iść pomniejszą drogą mijając Jezioro Głębokie z drugiej strony. Dłuższa droga, ale co zrobić? Kennedy szła smętnie patrząc się pod nogi, podczas, gdy konie, które mijała cały czas się na nią gapiły.
Po jakimś czasie nareszcie doszła. Zaczęła wdrapywać się na klif. Stanęła na szczycie w wpatrywała się w niebieskie morze. Nagle zobaczyła w oddali na innej półce skalnej czarno - białą klacz. Stała przy samej krawędzi i patrzyła się smętnie w wodę. Boże .- pomyślała panicznie Kennedy. Już miała tam iść, ale coś ją powstrzymało. Jej nogi ją zatrzymały. Nie pomoże jej. Kennedy odwróciła się i odeszła wolnymi krokami. Usłyszała tylko plusk wody.
*
Kennedy nie mogła spać. Blask księżyca padł na jej łeb. Cały czas myślała o samobójczyni. Powinna inaczej zareagować? Przecież to jej wybór. Poczuła napływające łzy do oczu. Mogła ją ocalić. Spróbować.
*
Następnego dnia obudziła się wcześnie rano. Zrobiła śniadanie i się wykąpała w morzu. Stojąc do pasa w wodzie Kennedy wyobrażała sobie biało - czarne ciało w wodzie przepływające obok niej. Jej humor i moc sprawiły, że morze stało się czerwone. Westchnęła i wyszła z wody. Postanowiła znaleźć dzisiaj ciało samobójczyni i je jakoś pożegnać. Poszła wolniutko po plaży obserwując, czy nie pływa gdzieś dryfujące ciało. Zauważyła je dopiero przy końcu plaży. Nad ciałem ktoś stał. Była to smukła, niezbyt wysoka klacz o izabelowatej maści. Izabelowata zauważyła zbliżającą się klacz. Kennedy nie zdążyła się przemienić, i nie miało to już sensu. Kennedy zbliżyła się do izabelowatej, utkwiwszy wzrok w ciele. Martwa spoglądała na nią podrażnionymi przez morze oczami. Wyglądała na góra dwa lata. Czemu jej nie spróbowała ocalić?
- To twoje dzieło? - izabelowata wpatrywała się w Kennedy.
- Nie... Skąd. - Klacz położyła kopyto na grzbiecie martwej. - Widziałam, jak skacze. To było... Straszne. Pomożesz mi? - Kennedy złapała kopytami nogi przednie biało - czarnej. - Trzeba ją odsunąć dalej, inaczej woda może zabrać ciało z powrotem.
Z pomocą izabelowatej uniosły martwą i położyły są w dalszej części plaży, gdzie porastała trawa. Zebrały kamienie, którymi zasypały zmarłą. Pod koniec dnia siedziały obok nagrobka w milczeniu obserwując zachód słońca.

<Nambikeya? Podoba ci się?>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D