sobota, 21 lipca 2018

Od Kennedy do Nambikei...

Wspięliśmy się na klif w momencie, kiedy zaczął padać deszcz. Weszliśmy razem do mojej jaskini. Przez kilka minut siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Poszłam do mojej skalnej półki i zdjęłam woreczek z ziołami. Wiedziałam, że klacz mnie obserwuje. Wzięłam odpowiednie zioła oraz liście i wrzuciłam je do dwóch drewnianych misek i zalałam je ciepłą wodą.
- Co robisz? - spytała mnie Nambikeya ilustrując mnie wzrokiem.
Zioła i liście zaczęły wydzielać w wodzie brązowawy kolor oraz aromatyczny zapach. Lubię patrzeć na ten cykl.
- Herbatę. - odpowiedziałam i przez liściaste sitko przefiltrowałam napoje tak, żeby liście i małe zioła nie spowodowały zakrztuszenia. Podałam miskę Nambikeyi.
- Nigdy nie piłaś? - spytałam, chodź znałam odpowiedź. - To dobre na deszcz i nudę. Rozgrzewa.
Klacz spojrzała w brązowawy płyn i upiła łyk.
- Bardzo dobre. Dziękuję.
Przez kilka minut zapanowała cisza, aż wreszcie Nambikeya postanowiła ją zakończyć.
- No więc... Długo tu mieszkasz? - spytała.
- Koło trzech lat. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Wcześniej bywałam tu i tam...
Rozpaliłam ogień krzesiwem. Spoglądam na zewnątrz.
- Chciałabyś zostać na noc? Cały czas leje. Nie radzę ci teraz wychodzić. Mam tu trochę miejsca i siana.
Nambikeya odwróciła się napięcie i wpatrzyła się w deszcz. Przez przypadek kopnęła kopytem miskę z herbatą i cały płyn się rozlał. Po usłyszeniu hałasu spowodowanego miską, klacz odwróciła się i zobaczywszy rozlany napój schyliła się.
- Przepraszam. Niezdara ze mnie. - wzięła drewnianą miskę w kopyta i podała ją mi.
- Nic się nie stało. - powiedziałam, kiedy próbowała wytrzeć herbatę z podłogi. - zaraz wyschnie. Zostaw.

<Nambikeya?>

1 komentarz:

  1. Wyobrażam sobie tę scenerię i sama chciałabym się teraz móc skryć w jaskini przed deszczem...

    OdpowiedzUsuń

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D