piątek, 16 lutego 2018

Od Zary do Koryna... A jakże inaczej, xd

Koryn odprowadza mnie do mojego miejsca spoczynku. Gdy chce odejść, chwytam go za kopyto.
- Proszę, nie odchodź. - szepczę do niego. - Mam koszmary. Czasem budzę się i nie wiem gdzie jestem.
Wraca do mnie.
-Do puki nie zaśniesz. - obiecuje.
Skulam nogi, kładę się. Koryn robi to samo. Zamykam oczy i próbuję zasnąć, ale koszmary...
Mama. Tata. Korzenie. Jej zielone oczy. Glimmer... Mam koszmar. Śni mi się, że go tracę. Koryna. Umiera, podczas, gdy ja patrzę na jego męki. Ma tortury, strażnicy chcą wiedzieć gdzie jestem. Cierpi prze ze mnie. Otwieram oczy i krzyczę. Krzyk przemienia się w szloch. Koryn ucisza mnie i kładzie łeb na szyi.
- Czemu one istnieją? - chlipię cicho.
- Wszystko ma jakiś powód w istnieniu. - mówi cicho. - Zaśpiewać ci coś?
Zgadzam się. Śpiewa mi piosenkę o wisielcu, tą, którą go nauczyłam. Wreszcie udaję mi się zasnąć. Gdy budzę się, Koryn jeszcze śpi. Siedzę, wpatruje się w jego leżące ciało. A jeżeli to się naprawdę zdarzy? Koryn zginie  przeze mnie? Momentalnie podejmuję decyzję. Sir Spląt zostaje. Za bardzo przywiązał się o Terenis. To jego przyjaciółka. Wstaję i ruszam powoli ku ścieżce za jeziorem. Gdy jestem już w oddali odwracam się i widzę śpiącego Koryna. Zanim pójdę, coś zrobię. Stoję przy jeziorze. Zaczynam zrywać prymulki i inne kwiaty. robię z nich bukiet. Kładę go Korynowi na piersiach. Nie wiem czemu, ale go całuję w czoło. Pożegnalnie.
Biotę kilka swoich pamiątek, w tym wstążki od Koryna i wychodzę na drogę główną. Pojawiają się strażnicy. No tak. Otoczyli teren.
- To ona! Łapcie ją! - ktoś ryczy.
Nie uciekam. Stoję w miejscu. Czuję dziesięć par kopyt łapiących mnie brutalnie za kark i inne części ciała. Nie bronię się. Tak będzie najlepiej. Zakładają mi jutowy worek na łeb i wiążą nogi, ale tylko tylne. Idziemy w ciasnym szeregu, nie wiem, gdzie mnie prowadzą. Nucę sobie piosenkę.
Po pewnym czasie zdejmują mi worek. Stoję przy wielkim drzewie. Nadal mnie trzymają.
- Zaro! Za twe przestępstwa i kradzieże zostajesz skazana na śmierć! - wrzasnęli.
Ktoś wyłonił się z tłumu. Niebieski ogier.
- Czekajcie! Przynoszę złe wieści. Duchy się obudziły! Znowu w tajemniczym lesie panuje groza!
Jeden strażnik prychnął.
- Co ona ma do tego?
- Proponuję dwa rozwiązania. Aby tam poszła. Albo się z nimi dogada i przestaną, albo przyjmą ja, jako ofiarę.
Jęczę w duchu. Podobno Tajemniczy las jest przeeeokropny. Kto tam pójdzie, już nie wraca. Ale... Może, jak mi się uda, zostanę oczyszczona z win? Ustalili, że może być. No przecież, na 97% z tam tond  nie wrócę, to jaka różnica, gdzie zginę?
Dali mi kurtkę, buty na kopyta i plecak z żywnością. Potem pozwolili się wyspać. Następnego dnia dwaj strażnicy mnie odprowadzili aż do samego lasu.
- Pamiętaj. - rzekł jeden. - Wracasz żywa z sukcesem, lub zostajesz tam martwa z porażką. Nie wracaj, puki nie wypełnisz zadania, szef karze cię zabić na miejscu. To jedyna szansa.
Wchodzę w głąb lasu.Nie wiem co mnie tam czeka.
.
Trochę wcześniej

Koryn otworzył leniwie oko. Zobaczył bukiet z prymulkami i uśmiechnął się pod nosem. Lubił je. Przekonany, że Zara będzie w pobliżu, poszedł ją znaleźć. Zauważył Terenis na gałęzi.
- Hej. - przywitał się. - Widziałaś Zarę?
- A jakże! Opuściła teren. Myślałam, że o tym wiesz.
W Korynie narastała panika z każdą minutą poszukiwań.
Zrozpaczony, pobiegł do serca stada popytać inne konie o klacz.
- Proszę! Powiedzcie, czy widzieliście karą klacz? - wołał do koni spotykanych w drodze.
Nikt jej nie widział. Spotkał niebieskiego konia.
- Nie, nie widziałem. - mruknął, a po chwili, zgięty litością, opowiedział. - Złapali ją. Chcieli ją zabić. Nie chciałem jej śmierci, więc wymyśliłem historię, że w tajemniczym lesie znowu straszą duchy. Wystali ja tam, aby to zakończyła. Potem straż zakazała tłumowi o niej wspominać.
- Dziękuję, dziękuję! - szepnął z satysfakcją i pobiegł do lasu.
Po pół godziny dobiegł do lasu. Otoczyli go strażnicy, a więc nie mógł wejść. Gdy się zbliżył, strażnicy go odgonili. To koniec. Nie wejdzie tam. Terenis usiadła na jego ramieniu.
- Mam pomysł, smutasie.
.
Koryn pochylił łeb. Nie mogą go rozpoznać. Terenis umalowała go na biało, a potem dała mu skradzioną legitymację i broń strażnika, czyli wielką wiatrówkę.
- Czego? - Warczy strażnik strzegący lasu.
- Szef mówi, że mam ją dogonić i zabić. - recytuje Koryn z zaciśniętymi ustami.
- Szkoda czasu! - fuka strażnik i go przepuszcza. Koryn wchodzi w głąb Tajemniczego Lasu.

<Koryn?>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D