środa, 9 maja 2018

Od Shaytana do Miiko...

— Poza tym duch nie mógłby mnie oprowadzić po całym stadzie. - klacz parsknęła śmiechem. Ciemniejsze koryta biegnące od oczu przez ganasze, aż po chrapy, dolną wargę i brodę, wyrzeźbione przez łzy były jeszcze widoczne, a te ostatnie skapywały na skalne podłoże. Może trochę przesadziłem ze słowami, ale...była w pewnym sensie kimś ważnym. Punktem honoru i jedną z wartości która zadecydowała o moim dołączeniu. Właściwie całkiem ją polubiłem. Zaskakiwała mnie tylko jedna rzecz: przy pierwszych naszych spotkaniach myślałem, że jest...twardsza. Sprawiała wrażenie, jakby naprawdę jej na mnie zależało, a przywiązanie jest jedynie takim psychicznym kagańcem lub podporą, której używamy, by ktoś stał się dla nas osiągalny.
— Ech...dobrze. - westchnęła Miiko, podnosząc głową i spoglądając mi prosto w oczy. Wtem źrenice jej rozszerzyły się. - Zaraz...czy ty chciałeś w ten sposób powiedzieć, że...dołączasz i zostajesz tu? - spytała z nutą nadziei.
— Cóż...na razie, owszem. - odparłem radośnie.
— To wspaniale! - klacz zamierzała znowu rzucić mi się na szyję, ale w porę się opanowała. Oboje roześmialiśmy się krótko.
— Nadal nie pojmuję, jak mogłeś to zrobić. - jej entuzjazm nieco osłabł.
— Po prostu. - mówiąc to, zmieniłem tym razem swą postać w jednego z ognistych strażników. Moja towarzyszka spojrzała na to z przekąsem, lecz nic nie odrzekła.
— Chodź, trzeba cię przedstawić reszcie. - rzekła, wstając i ruszając w stronę wyjścia.

<Miiko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D