piątek, 12 stycznia 2018

Od Stelli do Kosariusa bodajże...

Arkadia była tak dobra, że pozwoliła mi wziąć więcej aloesu, mięty, grzybów, jagód leśnych i wiele, wiele innych cudownych rzeczy. Najbardziej dumna byłam z niezwykłej rośliny, jaką mi dała. Było to dziesięć kwiatów Niebieskiej Aracoiny, czyli niezwykłego lekarstwa na normalne rany. Przyrządza się taką specjalną maść, właśnie z niej... Pamiętam, jak moja przybrana matka robiła taką maść i mnie wtajemniczyła w receptę. W naszym gronie zna ją tylko ja i Arkadia. Pozwolę ją sobie to zanotować:
Na jedno opakowanie maści na rany:
- trzy kwiaty Niebieskiej Aracoiny
- jedno zielsko trawy cytrynowej
- sok z tropikalnego drzewa (rzadko spotykane, ale mam, na samym dnie plecaka!)
- szczaw
- dwa kasztany
No i wszystko trzeba ugnieść razem. Razem z Arkadią zrobiliśmy trzy sztuki dla każdej pary. (Daimond zaliczała się do Arkadii i Kiki`ego). Okazało się wcześniej, że odprowadzi nas do serca stada. Podobno to doba drogi, w pełnym cwale, a na spokojnie dwa dni. Oj, jak to już blisko! Przypomniał mi się Salvador. Poczułam ukłucie w sercu. Oddał życie, abyśmy tam dotarli. Jestem gotowa zabić każdego durnia, który mi w tym przeszkodzi.

<Kosarius? Błagam, niech ktoś z was opisze stado, ja się nie nadaję do opisów:/>

Tia...

Wiem, że jest beznadziejnie... Ale przez styczeń pojawi się tu super szablon, więc proszę się nie przejmować.

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D