piątek, 6 lipca 2018

Od Kennedy do Corr`a...

Wróciłam do ogiera i obudziłam go.
- Twoja kolej. - powiedziałam sennie.
Bez słowa odchodzi.
- Kim jesteś? - spytał, zatrzymując się.
Spojrzałam wprost na niego.
- Nikim. Zwykłą klaczą
mieszkającą w tych terenach.
- Ale jak się nazywasz? - spytał.
- Nie mówię tego nieznajomym. - powiedziałam to, co było prawdą.
- Okej, rozumiem. - odszedł, a ja położyłam się na ziemi i zasnęłam, pozwalając, by władzę nad moimi myślami przejęły barwy.
.
Jestem w innym świecie. Nad moją głową po błękitnym niebie płynie tęcza. Białe chmurki tańczą po niebie. Stoję na łące. Wokoło widzę piękne, barwne kwiaty. Czuję barwy. Zaczynam bawić się kolorami; zmieniam kolor trawy, kamieni, płatków kwiatów. Moje dzieło jest niesamowite.
.
Otwieram oczy. Ogier mnie obudził. Bez słowa wstaję.
- Cały czas jesteśmy na klifie. Jest on ogromny i ma dużą powierzchnię. Żeby dojść do plaży trzeba zejść specjalnym zejściem...Mógłbyś nas uwolnić?
Ogier wystrzelił kulę światła prosto w skały. Zrobił się w nich otwór. Ja znowu czułam tajemniczą energię. Ruszyliśmy do wyjścia. Przy wyjściu przez przypadek dotknęłam jednej skały, myśląc o pięknej łące ze snu. Duży kamień zmienił kolor na jasno zielony. Wzięłam kopyto.
- Wow. - westchnął z zachwytem ogier i patrzył na moje dzieło.
Nie odpowiedziałam. Ruszyli za mną, kiedy ja poszłam w odpowiednim kierunku.
- Mieszkasz tu gdzieś? - spytał ogier.
- Jeżeli cię to trochę interesuje to tak, w jaskini na półce skalnej, w wyższej partii tego klifu. Mam widok na morze i plażę.
- Dotarliśmy do specjalnego przejścia. - mówię po godzinie ciszy, wskazując na ścieżkę, która zjeżdżała w dół.
- Mam dalej z wami iść, czy poradzicie sobie?
- Poradzimy sobie. - powiedział ogier. - Dziękujemy za pomoc.
Zaczęli schodzić w dół, a ja ruszyłam w górę.

<Corr?>

Od Corr`a do Kennedy...

Mój daimon rzucał się w sieci na wszystkie strony, warcząc i mówiąc jakieś przekleństwa, znane chyba tylko rysiom. Nigdy nie lubił ciasnych przestrzeni. Chwyciłem zębami za fragment sieci. Pękła poluzowując się. Randi wyczuł, że ma teraz większe pole do manewru i przejechał pazurami po reszcie i wyszedł. Zaczął skakać i biega, rozradowany przestrzenią  jak szczenię. Po chwili wrócił do normalności.
-Co teraz? Wracamy na plażę? - zapytał.
-Tak. Ale...  ...nie wiem jak wrócić... . - odparłem. -Ale! Może ta klacz tęczy będzie wiedziała?

                                                             ****
-Chcecie żebym wam pomogła? - powiedziała klacz.
-Tak. Wiesz jak wrócić  stąd nad morze?
-Pomogę wam.
Klacz szybko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyliśmy. Po godzinie wędrówki spotkała nas silna ulewa. No, ale co się dziwić po takim suchym tygodniu. Przemoczeni z chroniliśmy się w pobliskiej jaskince. Jednak coś poszło nie tak i w nią uderzył piorun co spowodowało osunięcie się kamieni i wyjście zablokowało się. Zostaliśmy więźniami naszego schronienia.
-Chyba nie pozostaje nam nic innego jak iść w głąb jaskini. -  odezwał się Randi z lekkim przerażeniem.
-Nie martwcie się. Zaraz rozświetlę trochę to miejsce. - starałem się uspokoić klacz i rysia. 
Wezwałem całe ciepło i światło słoneczne jakie wchłonąłem i tak oto stałem się lampą. W jaskini zrobiło się ciepło i jasno. Wiedziałem jednak że długo nie dam rady utrzymywać światła, a przynajmniej nie w takiej formie.
-Skoro jesteśmy tu zamknięci, zróbmy sobie przerwę. Wezmę pierwszą warte. - zaproponowała klacz.  - Obudzę Cię za trzy godziny, mniej więcej.
Ja i ryś ułożyliśmy się na kamieniach i zamknęliśmy oczy. Jednak spałem z jednym okiem otwartym. Połowa mojego ciała skupiała się na utrzymywaniu światła a druga połowa odpoczywała." Za godzinę i pół zmienię stronę" - pomyślałem. I połowicznie zasnąłem.

<Wiem, takie trochę z dupy, ale złe nie jest. Nie jest też super-hiper długie... Przepraszam. Nie miałam weny za bardzo. ?Kennedy?>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D