niedziela, 3 grudnia 2017

Od Kosariusa do Arkadii...

Kastoro miała się znacznie lepiej, wyraźnie to czułem, choć nie padło między nami na ten temat żadne słowo. Widocznie specyfik podany jej i Stelli przez Arkadię działał jednak nie zniknął jeszcze mój niepokój, czujnie obserwowałem każdy jej krok, tak aby tego nie zauważyła. Ciągle się bałem, że upadnie i już nie wstanie...Ktoś, kto patrzył na naszą więź z boku, mógł nie zrozumieć mojej troski. Lwica sprawiała wrażenie wrednej, zapalczywej i twardej jak skała daimony, ale to tylko powłoka, przez którą przeniknąłem tylko ja. Wcale taka nie była, przynajmniej w środku. Doskonale wiedziałem, że się o mnie troszczy, tak samo jak ja o nią, lecz tego nie okazywała. Taka już jej natura. Lubiła się ze mną podroczyć, ale nigdy, nigdy nie zrobiła czegoś, co mogło mnie zranić, zaboleć lub zdenerwować na maksa. Oczywiście, miewała czasem przebłyski czułości jednak jej silna osobowość i godność, którą posiada każdy lwi ród sprawiała, że była przyjaciółką dokładnie skrywającą wszystkie zalewające ją emocje. Jednak nie tylko to mogło wydawać się dziwne. Przyjaźń lwa i pegaza? Przecież przedstawiciele jej gatunku od lat żywią się roślinożercami, takimi jak dalekimi kuzynami koni- zebrami. Co dało początek tej nowej, na przekór wszystkiemu przyjaźni? Sam nie wiem. Nadeszły inne czasy. Nowe pokolenia. Wszystko się zmienia. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie głos nowo poznanej klaczy:
-Musimy porozmawiać.- oznajmiła bez ceregieli lustrując nas wszystkich oczami i przeszła na środek pokoju, jeśli można tak to nazwać.- Jak już mówiłam- ciągnęła, powoli kładąc się na zielonym dywanie- miałam wizję. Widziałam was wszystkich.- zatrzymała na chwilę wzrok na Daimond, po czym przymknęła oczy. Spojrzeliśmy po sobie niepewnie czekając na jej dalsze słowa. Po minucie ciszy znów się odezwała:
-Nie wiem jak, ale już was kiedyś widziałam, może we śnie...?- zapytała samą siebie, nie oczekując od nas odpowiedzi. Kastoro machnęła ogonem, a ja zmarszczyłem brwi.
-W mojej wizji, byłam kimś, kto was znał i był z wami wtedy, lecz nie mam pojęcia kto to był.- w tej chwili likaon gwałtownie wstał, obrzucił Arkadię spojrzeniem i wypadł na zewnątrz. Wyglądał na wstrząśniętego.
-Co jej się stało?- spytała cicho srokata klacz. Hope wstał i rzucił:
-Wtedy był z nami Salvador, jednak on odszedł i już nigdy nie wróci. A to jest Daimond, jego daimona.

<Arkadia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D