niedziela, 19 listopada 2017

Od Pestera do Amber...

-Nie musimy zabierać szczególnie dużo wody i jedzenia, gdyż powinniśmy wszystko znaleźć po drodze.- wyjaśniłem pakując do skurzanej torby manierkę z wodą i trochę siana upchniętego do opakowania z twardych, acz giętkich liści. Poza tym wrzuciłem tak jeszcze własnoręcznie splecioną linę, trochę bandaży i maść z myślą o Amber. Skończywszy, przewiesiłem torbę przez bark i odwróciłem się w stronę nowo poznanej klaczy. Rozglądała się po moim mieszkaniu z ciekawością lecz gdy zobaczyła, że się jej przyglądam skinęła głową i wyszła, a ja za nią. Kiedy znalazłem się już na dworze, na moim grzbiecie usiadła Auris delikatnie wbijając mi szpony w ciało. Nie bolało mnie to, ani nie przeszkadzało, bo już się przyzwyczaiłem. Viridi postąpiła tak samo i zaczęła przyglądać się mojej osobie i mojemu daimonowi, który nie przejmując się nami, układał sobie pióra.
-Gotowe?- spytałem towarzyszki i tym samym uświadomiłem sobie, że jestem jedynym przedstawicielem płci męskiej w tym gronie. Mniejsza z tym.
-Tak, możemy ruszać.- odparła Amber siląc się na spokojny głos. Jednak coś było nie tak i ja to czułem. Czyżby miało to związek z tym obcym koniem, którego wygoniła Arkadia? Póki co nie zamierzałem o to pytać, gdyż nie miałem pewności jednak stopniowo zaczynałem jej nabierać. Kiedy ruszaliśmy, klacz obejrzała się za siebie.
-O co chodzi?
-O nic, chodźmy.- rzuciła i ruszyła raźnym krokiem mimo rany w boku, która z pewnością musiała jej mocno dolegać. Kątem oka przyglądałem się jej. Wyglądała na silną i wytrzymałą klacz, która potrafi poradzić sobie sama.
-Nie musisz się o nią martwić.- zaszeptała mi Auris do ucha- Jej rana nie jest bardzo niebezpieczna, a dzięki silnej woli droga nie będzie dawała jej się tak bardzo we znaki.
-Skąd wiesz o czym myślę?- mruknąłem pod nosem rzucając na nią krótkie spojrzenie. Uśmiechnęła się tajemniczo i odparła:
-Sowia intuicja.- po czym wzbiła się w powietrze i po chwili zniknęła za drzewami. Potrząsnąłem głową parę razy, myśląc nad tym, czy wszystkie sowy tak mają. Viridi odwróciła głowę w moją stronę i jakby mrugnęła jednym okiem. Tak, z sowami lepiej nie zadzierać, skoro potrafią czytać w myślach. Pójdźka otrząsnęła się, przez co jej głowa jakby zlała się z ciałem i zamknęła ślepia.
- Gdzie poleciała Auris?- pytanie Amber przerwało ciszę.
-Jak ją znam, to sprawdzać drogę przed nami.- znów zapadło milczenie. Ani ja ani ona najwyraźniej nie wiedzieliśmy jak rozpocząć rozmowę. Znów minęło trochę czasu zanim usłyszałem kolejne pytanie:
-Długo należysz do stada?
-Nie.- odparłem i wróciłem myślami do dnia dołączenia do końskiej społeczności. To był jeden z lepszych dni w moim życiu. Moje życie...zasępiłem się, oczy przykryła mgła zamyślenia. Czy zapyta o moją przeszłość? Błagałem w myślach, bym nie musiał znów wracać do tamtego czasu.
-Czy coś się stało?- ujrzałem zaniepokojony wzrok Amber i opuściłem szyję przymykając oczy.
-Nie.- rzuciłem beznamiętnym tonem.- Nic mi nie jest.- Nie daj się posiąść żalowi! Coś we mnie krzyknęło i zdałem sobie sprawę, że ma ono rację. Co Amber o mnie pomyśli? Poderwałem gwałtownie głowę i spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie z lekkim niepokojem, lecz nic nie powiedziała. Wybacz mówiły moje oczy. Straciłem kontrolę.

<Amber?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D