niedziela, 19 listopada 2017

Od Kosariusa do Stelli...

Krzyki. Płacz. Chaos. Głowa mnie bolała jakbym oberwał taranem, a świadomość wirowała gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a pustką. I nagle dopadła mnie myśl o przyjaciołach. Ty tu leżysz, a oni walczą! Ruszże się! Jęknąłem i otworzyłem powoli oczy. Wzdrygnąłem się widząc dwa nieżywe węże i odetchnąłem z ulgą. Całe szczęście, że jeden uderzył mnie tylko ogonem, a nie kłami! Wstałem powoli na chwiejnych nogach, gdyż we łbie mi wirowało i odwróciłem się w stronę Stelli. Zamarłem. Leżała na ziemi, przy niej siedziała Daimond i płakała przemywając jej rany jakimś specyfikiem. Podbiegłem do niej.
-Co tu się stało?!- Likaon spojrzał na mnie beznamiętnie, a ja widziałem jak powstrzymuje się od płaczu.
-Salvador zabił węże.- chlipnęła.- Lecz przypłacił to życiem. Stella walczy o życie, przez truciznę z ich kłów. Ciebie i Hope`a ogłuszyły, a Kastoro leży tam. Jej stan jest zły, tak jak Stelli. Musisz mi pomóc.- im dłużej mówiła, tym ja robiłem się coraz słabszy na duszy.
-Co?!- krzyknąłem i prawie upadłem. Jak to się mogło stać?
-Idź proszę do Kastoro i przynieś ją tutaj. Tylko się pospiesz, bo ważna jest każda chwila!- rozejrzałem się w poszukiwaniu lwicy i kiedy ją zobaczyłem serce mi zamarło. Leżała jakby bez życia, na boku z ledwo ruszającą się piersią. Doskoczyłem do niej i zaryłem kopytami w piasek. Szybko! Nie traciłem czasu na krzyki tylko złapałem mojego daimona za skórę na karku i zacząłem ciągnąć po ziemi w stronę likaona. Wyglądała okropnie, krew znaczyła drogę. W końcu udało mi się dociągnąć ją do Daimond, która już zajęła się Stellą i przystąpiła do ratowania życia Kastoro.
-Idź ocucić Hope`a- zarządziła likaona. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo nadążałem.

***

Stella i Kastoro miały duże szanse na przeżycie. Obie wiele przeszły w życiu i ich silna wola nie dałaby im umrzeć. Hope siedział obok klaczy, w ciszy się w nią wpatrując, a ja podszedłem w końcu do Salvadora. Nie żył. Usiadłem obok niego wpatrując się w jego ciało.
-I co, przyjacielu?- mruknąłem schylając głowę. Chwilę milczałem trwając w tej pozycji i nie mogąc wyrwać się z otępienia.
-Dlaczego tak szybko odszedłeś? Dlaczego nas zostawiłeś? Dlaczego nie dane ci było zaznać szczęścia wśród stada, które od dawna czekało na Twoje przybycie?- prowadziłem swój monolog wpatrując się w niego ze smutkiem. Zapadła cisza. Powoli wstałem i udałem się do jedynych przyjaciół którzy mi jeszcze pozostali. Już wcześniej uznaliśmy, że pożegnamy Salvadora wszyscy, również razem ze Stellą i Kastoro, więc odbędzie się to dopiero za jakiś czas. Póki co musieliśmy zostać tutaj. Powlokłem się do lwicy. Serce mnie bolało na jej widok, lecz wiedziałem, że przeżyje.

<Stella?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D