czwartek, 10 listopada 2016

Od Stelli...

I tak minął miesiąc. 
- Ej, Hope! – krzyknęła – Pozwól na chwilę.
Dingo przestał pić i spojrzał na Stellę. 
- Tak? – spytał.
- Zbliża się ten czas – ciągnęła – W którym przeprowadzę się do stada Clarisse. Boję się, że nie pojedziesz ze mną. 
Pies pomacał łapką pysk konia. 
- Pojadę z tobą. – powiedział. – Przecież jesteś moją daimoną! 
- A ty moim. – uzupełniła Stella. – To już jutro… Boję się przeprowadzki, Hope. 
- Nie martw się – powiedział. 
Potem położyli się spać. Stella długo rozmyślała. Ostatni raz widzi zdziczałe pustkowie i blask księżyca na Dzikim Zachodzie. Co jej przyniesie nowy dzień? Postanowiła, że gdy Stado Clarisse okaże się koszmarem, ucieknie znów tutaj. Razem z Hope. I sen ją przyćmił. Śniła jej się zielona dolina, rozpuszczający się śnieg i wyrastające z niej barwne kwiaty. Wokół latały orły, a konie pasły się na łące razem ze swoimi daimonami. Zawsze myślała, że łąki są zatłoczone, a ta akurat była inna. Była tam jakaś równowaga życia. Nie była teraz pewna, czy woli zostać na odległym pustkowiu. Nie chciała tu uciekać. Już nie mogła się doczekać! Obudziła się o szóstej nad ranem. Słońce wychodziło zza horyzontu. Wstała, żeby zbudzić przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D