-Nieeeeeeeeeeeee-Nagle Salvador obudził się. Szybko wstał i rozejrzał się na boki jakby obawiał się, że ktoś zaraz ich zaatakuje. Gdy krzyknął Daimond aż podskoczyła, bo wrzasnął jej do ucha.
Czarny pegaz podszedł do sleipnira.
-Co Ci się śniło? Pewnie jakiś koszmar?-zapytany kiwnął głową.
-O Karano.... i Daimond...-poszukał wzrokiem likaony i jakby trochę się uspokoił. Stella wraz z Hope właśnie szła w ich kierunku. Sleipnir spojrzał na nią i zaraz jego oczy napełniły się gniewem. Pegaz przeniósł wzrok na Stellę ale zaraz zrozumiał na co Salvador się patrzył.
-Uwaga!-krzyknął do klaczy i jej zwierzęcia którzy natychmiast się odwrócili. Niedaleko nich stał ogromny jastrząb który uparcie wpatrywał się w Salvadora. Jego zakrzywiony dziób i ostre pazury robiły imponujące wrażenie lecz oczy wskazywały jednoznacznie, że nie ma dobrych zamiarów.
-Długośmy się nie widzieli Salvadorze-zaczął się chrapliwie śmiać.
-To Karano! Uciekajcie!- Krzyknął sleipnir i stanął dęba młócąc czterema nogami w powietrzu. Jastzrąb wydał z siebie przeciągły skrzek i skoczył na Salvadora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz