środa, 2 maja 2018

Od Shaytana do Miiko...

Eliksir obniżający twoje umiejętności. Jak bardzo trzeba być skromnym lub zwariowanym, żeby z własnej woli pozbawiać się swoich niewątpliwych atutów? Machnąłem parę razy mocniej skrzydłami i wylądowałem znów niedaleko jeziora. To miejsce jakoś przypadło mi do gustu. Sytuacja wyglądała nawet...wspaniale. Nikt się mnie nie czepiał, nawet gdy zostałem zauważony, nikt nie miał pretensji, nie próbował mnie szukać, najwyraźniej byłem obojętny temu otoczeniu, równocześnie niczym niezobowiązany - w dowolnej chwili mogłem się oddalić i rozpocząć swą wędrówkę na nowo. Pasąc się na wilgotnej łące, kątem oka obserwowałem iście piękny zachód słońca, krwawo-fioletowym cieniem kładący się na puszystych chmurach, zapowiadających zapewne jutrzejszy deszcz. Ułożyłem się do snu w pobliskich krzakach.
~Tymczasem~
— Miiko. - gniada klacz przywołała do siebie jedną z członkini stada.
— Tak?
— Wiesz może, od jakiego czasu ten ogier znajduje się na naszych terenach? - spytała otwarcie.
— Nie wiem dokładnie...może kilka dni. Dlaczego pytasz? - rozmówczyni wolała zachować ostrożność.
— Może być to ktokolwiek. Szpieg. Wróg. Sadysta. Przyjaciel. Albo po prostu wędrowiec. Ale myślę, że wszyscy musimy zachować ostrożność. Wypadałoby dowiedzieć się czegoś więcej, no i zaprosić do stada. Nie sądzisz? - kara klacz przez chwilę nie odzywała się ze wzrokiem utkwionym na jednym z drzew.
— Jednakże chyba nie musimy być tacy podejrzliwi. Może nie jest zbyt przyjemny...
— Nie masz stuprocentowej pewności, prawda? Więc nie możemy ryzykować. Jutro wraz z dwoma końmi złożymy mu propozycję. Jeżeli odmówi, będzie zobowiązany odlecieć z naszym znakiem i powrócić niedługo, dla pewności.
~Wczesnym rankiem~
Wpierw zarejestrowałem jakiś szelest, ale dopiero czyjś cieplejszy od otoczenia oddech poderwał mnie na nogi. Cofnąłem się parę kroków na wszelki wypadek. Crux wypadł z boku ze zjeżoną sierścią, sycząc cicho. Spojrzałem w górę. Miiko i jej wczorajsza towarzyszka pojawiły się w towarzystwie kolejnych dwóch koni. Jakoś nie miałem zbyt dobrych przeczuć.
— Cześć, Shaytan. - odezwała się pierwsza karuska.
— Ja nazywam się Stella. Przejdę od razu do rzeczy. Chcielibyśmy zaprosić cię do naszego stada.
— A jak by to wszystko zmieniło? - mruknąłem obojętnie, schylając się, by mój towarzysz zdołał wleźć na mój grzbiet.
— Mógłbyś tu zostać z nami, mieć ochronę w postaci grupy, więcej pożywienia, jednak cenimy sobie wierność i szczerość, jeżeli o to chodzi. - wyjaśniła swobodnie swoista ,,przywódczyni" tej gromady. Świetna perspektywa - pomyślałem z ironią, z góry już to odrzucając.\
— A jeżeli odmówię?
— Wtedy będziemy zmuszeni odprowadzić cię poza granice, a ty odwiedzać nas co jakiś czas.
— Jaki jest powód tak nagłej propozycji? - rzekłem z nutką podejrzliwości, patrząc jej w oczy. Rozmówczyni nie odezwała się. To ostatecznie pomogło mi podjąć decyzję. W tym czasie przygotowałem się. Błysk oślepiającego światła - i po sprawie. Było to pierwsze lepsze miejsce, czyli krawędź polany. Przewróciłem oczami, zanurzając się wolnym galopem w gęstwinie. Miałbym dać się zakuć w psychiczny kaganiec? Chyba śnią.

<Miiko? Zobaczy się. XD.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D