niedziela, 13 maja 2018

Od Nambkeyi do Kennedy...

Kiedy słońce zniknęło za horyzontem, a na niebie jeszcze widać było jego złotawo-pomarańczowe promienie wstałam i rzekłam do nowo poznanej klaczy, z którą spędziłam w ciszy trochę czasu:
-Chodźmy, słońce już zaszło.- podniosła na mnie niepewny wzrok i lekko skinęła głową, po czym uniosła się na nogi. Dołączyłam do stada niedawno, zaledwie parę dni temu i nie znałam tu jeszcze nikogo, choć widziałam inne konie. Obca klacz, z którą pożegnałyśmy nieszczęsną, wydawała się niespokojna, a jej wzrok wędrował ku ziemi. Widziałam również jak zerka na mnie kątem oka i zaraz spuszcza wzrok. Zastanowiło mnie to, ale póki co dałam temu spokój.
-Mieszkasz blisko?- spytałam się jej.
-Po drugiej stronie plaży.
-Chcesz aby cię odprowadzić?- rzuciła mi niespokojne spojrzenie i spojrzała w stronę, gdzie przed chwilą było słońce. Ściemniało się bardzo szybko, światło na niebie zanikało z każdą sekundą.
-Tak.- mruknęła cicho.
-W takim razie prowadź.- klacz ruszyła szybkim krokiem przed siebie, a ja za nią. Przez większość czasu szłyśmy w ciszy, a kiedy ciemność całkowicie zaległa nad światem nieznajoma spytała się mnie:
-Jak masz na imię?
-Nambikeya.- odparłam, a zaraz potem dorzuciłam.- Także Krastacjata. A ty?- moja towarzyszka obejrzała się na mnie i odparła.
-Kennedy.
-Miło mi.- skinęłam głową i przekrzywiłam głowę.
-Co myślisz o biegu? Galop po plaży w nocy zawsze daje mi radość.- zaproponowałam przyspieszając kroku aby zrównać się z nowo poznaną. Po paru sekundach skinęła lekko głową i  mogłam wyczuć, że nieco się rozluźniła.
-W takim razie ruszajmy.- rzuciła i puściła się galopem, a ja skoczyłam za nią. Biegłam tuż obok niej nie chcąc jej wyprzedzać, w międzyczasie rzucając jej uważne, lecz ukryte spojrzenia. Wydawała się trochę niepewna i nieco przygnębiona. Sprawiała wrażenie jakby chciała ukryć się pod ziemią. Czy jest nieśmiała czy też czegoś się boi? Mimo ciemności widziałam ją całkiem dobrze. Ubarwienie klaczy było bardzo ciekawe i szczerze mówiąc, podobało mi się. Kolory na jej sierści mieszały się ze sobą tworząc miłe oku wzory, a skrzydła zwinięte ciasno na grzbiecie trzepotały pod wpływem silnej nadmorskiej bryzy. Bieg wyraźnie podziałał na nią dobrze, a ja ucieszyłam się z tego, sama nie wiem czemu. Księżyc oświetlał nam drogę, kopyta zapadając się w piasku wydawały cichy mlask, a woda rozpryskiwana przez nasze nogi ochlapywała nam brzuch. I gnałyśmy tak po plaży, w zupełnym milczeniu słysząc tylko szum w uszach.

<Kennedy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D