poniedziałek, 14 maja 2018

Od Kennedy do Nambikei...

Kennedy prowadziła ją zakręconą ścieżką na klif. Klacz była zaskoczona, że tak wysoko da się mieszkać. Dotarły na klif. Na szczycie klifu zamiast piachu i ziemi pod kopytami widać było ogromną skałę.
- Już ? - pyta z nadzieją Namy. Kennedy odpowiada, że nie. Zakręcają i pną dalej w górę. Kennedy miała nadzieję, że jej znajoma nie żałuje. Wreszcie, na samym czubku pojawiła się wygodna jaskinia, w której mieszkała. Podeszły do krawędzi i gapiły się na morze. Nagle Kennedy zauważyła na plaży ogiera o maści podobnej do spokojnych fal morza. Zatrzymała się na nim wzrokiem. Nigdy z nim nie rozmawiała, ale bywał tu często. Namy podążyła za nią wzrokiem i zauważyła ogiera.
- Podoba ci się? - spytała swoją towarzyszkę. Kennedy nie odpowiedziała. Tak bardzo chciałaby do niego zagadać... Namy rozpromieniła się.
- Rany, oczywiście, że tak! Jesteś w nim zakochana po uszy!
Zapadła cisza. Kennedy nie spuszczała wzroku z ogiera.
- Coś jest nie tak, co? - spytała z nutką smutku w głosie Namy.
Kennedy rozpłakała się na dobre. Łzy płynęły po jej policzkach.
- Jak ja mam do niego zagadać?! Z tą...! - ostatnie słowo Namy nie usłyszała, bo Kennedy dostała czkawki. Klacz wskazała na swój kłąb i skrzydła. Namy zrozumiała, że chodzi o maść.
- Jest fajna. - powiedziała cicho.
- Kłamiesz. - chlipnęła Kennedy i usiadła na podłodze.
- Serio. - Namy ciągnęła dalej temat nie poruszając się. Kennedy zaczęła wycierać łzy, które skapywały na jej ciało.
- Idź już. - powiedziała klacz zimnym i szorstkim głosem nie spogląda wszy na nią.
Namy się skrzywiła. Kennedy ją wyganiała? Próbowała do niej zagadać, że ma fajną maść i w ogóle, ale klacz wyraźnie myślała, że Namy sobie z niej żartuje.
- Wynocha! - krzyknęła Kennedy wyprowadzona z równowagi.
Namy odskoczyła zdumiona od klaczy. Po chwili odeszła zostawiając ją samą.

<Nambikeya?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D