To było straszne! Jak ona mogła zawinąć się w tym kokonie?!
Kręciło mi się w głowie. Podobne rzeczy robiła ze mną matka, zanim odeszłam.
Wzywała grube korzenie drzew, które owijały się na moim grzbiecie jak wąż boa i
zaciskały się boleśnie… Zerknęłam na ogromną bliznę na karku i części grzbietu.
Korzenie mojej matki zrobiły mi bliznę. Pamiętałam to uczucie, jak traciłam
bezpowrotnie oddech, i wtedy uścisk się nieco rozluźnił, ale nie na długo.
Potrząsnęłam głową. Nie mogę o tym myśleć, bo dostanę
depresji! Jak Arkadia mogła mnie tak nastraszyć? Mój zmysł się nie mylił. Nie
mogę jej ufać. Muszę być ostrożna.
Wyszliśmy z lasu Arkadii i doszliśmy do głównej ścieżki.
- Jeżeli chcesz należeć do Stada musisz się zapisać –
szczebiotała Arkadia. – Ta ścieżka nas tam zaprowadzi. Ja już jestem zapisana.
Możesz mieszkać w sercu stada bądź na zewnątrz, na terenie należącym do naszej
ojczyzny. Ta druga wersja jest lepsza!
- Twoim zdaniem – mruknęłam i zastanawiałam się, czy w
stadzie są jakiejś domki na uboczu.
Zauważyłam różową łąkę. Dokładnie tak, różową. Był zachód
słońca, na łące rosły tylko różowe kwiaty. Nienawidzę kwiatów – pomyślałam.
- A oto Łąka Zakochanych! – zawołała podnieconym głosem moja
towarzyszka.
Pchi. Nigdy nie będę zakochana. Przenigdy. Nienawidzę
wyrażania uczuć. Miłość jest dla idiotów!
< Arkadia? Nie bierz tego do siebie, że Ci nie ufam, ok?
>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz