sobota, 21 października 2017

Od Miiko do Pestera…

Mimo protestu ogiera, wzięłam go na plecy i pognałam dalej uważając, aby nie spadł z mojego grzbietu.  Gdy przyszłam do stada okazało się, że lekarza nie ma, musiał powędrować na łąkę zakochanych, bo przy drodze głównej zdarzył się niemiły wypadek zderzenia rozpędzonych koni. Zaniosłam go do jednej, poznanej klaczy, Stelli, która była wojowniczką, ale i zielarzem i robiła z roślin miksturki lecznicze.
- Nic mu nie będzie. – oznajmiła po obejrzeniu nogi ogiera. – Muszę to tylko unieruchomić.
Wzięła roślinny, leczniczy papirus i owinęła nim nogę konia. Podała mu do picia dziwną mieszankę, co jej zdaniem miało załagodzić ból.
Położyłam konia na kupce siana w wolnym boksie, nalałam wody, wsypałam owies. Ogier przez cały czas gapił się w podłogę.
Następnego dnia było już dużo lepiej i koń mógł już stanąć na nogi. Gdy mu pomogłam,  wyszedł z domu Stelli bez podziękowania.  Ja sama odeszłam do swojej stajni.

<Pestero? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D