niedziela, 25 czerwca 2017

Od Zary do Arkadii...

Postanowiłam sobie coś przekąsić. Było późne południe, a ja nie jadłam nic od wczorajszej kolacji. Szłam wolnym krokiem. Spląt szedł koło mnie.
- Widzisz tamten dom? - Spytał kundel - Może znajdziemy tam coś do żarcia?
- Najpewniej - odpowiedziałam ucinając rozmowę.
Nie lubiłam kraść. Dobrze wiedziałam, że to było złe. Ale kradliśmy tylko jedzenie i najpotrzebniejsze rzeczy do przeżycia.
Dom stał na polance. Był z marmuru, oblepiony wokoło roślinnością. Z komina leciał dym. Nikogo nie było w domu. Przystanęłam.
- A jeżeli to jest...? - nie dokończyłam.
- Dom konia natury? - zdziwił się Spląt - A jeśli, to co? Chcesz coś zjeść, czy nie?
Milczałam. Podążyłam za Splatem. Gdy Spląt upewnił się dokładniej, że nikogo nie ma w tomu, wszedł oknem do środka i otworzył mi drzwi.
- Właź - fuknął do mnie.
Ostrożnie weszłam do środka, uważając, żeby mój róg niczego nie strącił. W środku panowała spokojna atmosfera. Stało tam mnustwo roślin i epifitów, i dla tego poczułam gulę w żołądku. Ten dom przypomniał mi piekło z dawnych czasów.
Spląt otworzył lodówkę i zaczął wkładać do tobołka chleb, siano, trawę, trzy jabłka i sakiewkę z wodą. Ja podkradłam stary koc z sypialni, która swoją bujną roślinnością przyprawiała mnie o dreszcz.
- Wynośmy się stąd - szepnęłam do Spląta.
- Ja wam nie pozwolę - odrzekł nowy głos od strony drzwi.
- Kto to? - spytałam Spląta.
- Nasz gospodarz - szepnął spoglądając mi w oczy.

<Sash, może być?;)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D