wtorek, 17 kwietnia 2018

Od Shaytana do Miiko...

Leżałem na poły na boku z podwiniętym pod siebie jednym skrzydłem; drugie wycelowałem w niebo, prosto w jedną z gwiazd błyskających na firmamencie w prześwicie między koronami drzew. Niedaleko mnie leżały resztki zbutwiałego, grubego pnia na którym oparłem pysk. Nie byłem w stanie zasnąć gdy z otaczających mnie zupełnie obcych i nieznanych ciemności mogło w każdej chwili coś wyskoczyć, a poza tym nie dawało mi spokoju dzisiejsze stado. Poluzowałem wodze rozsądku i oddałem się rozmyślaniom. Konie na pewno były magiczne; jeden z nich próbował bezskutecznie spalić iluzję, inny znów używał w tym celu wietrznego wiru. No i tamta klacz...nie widziałem jej w akcji, za to miała charakterystyczną plamę na zadzie i kruczoczarną sierść. Chyba nie zdradziłem jej zbyt wiele. Ciekawe, czy będą próbowali mnie ścigać, czy też mają lepsze rzeczy do roboty. Zastanawiałem się, co dalej począć. Tereny były bardzo urodzajne i właściwie dobrze byłoby tu zostać przez jakiś czas.
Wtem usłyszałem cichy szelest. Z zarośli wyłoniła się kocia sylwetka z błyszczącymi, zielonymi oczami. Crux przechylił łeb, po czym podszedł i położył się przy moim brzuchu.
- No, jak polowanie? - mruknąłem niechętnie. Drapieżnik westchnął tylko w odpowiedzi, opuszczając powieki. Uznałem, że najlepiej będzie zrobić to samo.
~Rano~
Po rozprostowaniu kości zatrzymałem wzrok na moim towarzyszu.
- Chcesz iść ze mną?
- Czemu nie. - lekko się uśmiechnął i zeskoczył z pnia. Przeszedłem kawałek lasu spacerkiem, jednak po pewnym czasie przystanąłem i poprosiłem Cruxa, by wdrapał się na mój grzbiet. Przez kilka sekund formowałem w głowie prawidłowy obraz, po czym nastąpił pojedynczy błysk i krajobraz wokół mnie gwałtownie się zmienił. Kilkadziesiąt metrów przede mną znajdowała się granica lasu z polaną. Kot zeskoczył ze mnie na ziemię, wciągając w nozdrza nowe zapachy. Skubnąłem trochę pysznej, soczystej roślinności, gdy drapieżnik odezwał się:
- Ktoś tu jest. Idzie w naszą stronę. - nadstawiłem uszu. Wśród gęstwiny mignęła mi kara końska sylwetka. Cofnąłem się trochę. Towarzysz na rozkaz wyszedł na otwarte pole, przyjmując ni to normalną, ni to bojową postawę. Kiedy istota się zbliżyła, rozpoznałem w niej tą samą klacz z wczoraj. Na wszelki wypadek stworzyłem własną iluzję kilka metrów dalej w krzakach.

<Miiko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D