Kiedy jako tako udało nam się oprzytomnieć, razem postanowiliśmy pogrzebać Salvadora. Taki był przecież nasz obowiązek. Po skończonej pracy legliśmy zmęczeni na piasku. Myśli nasze były czarne i czasem dopadało nas zwątpienie, lecz szybko przeganiane przez myśl o stadzie. Po godzinie Stella podniosła się chybotliwie na nogi i rzuciła:
-Musimy ruszać.
-Zwariowałaś?! Twoje zdrowie na to nie pozwala.- zaprotestował Hope, a dotąd siedząca w ciszy Daimond przyznała mu rację.
-To prawda, jesteście jeszcze słabe, a nie wiadomo nawet, gdzie ten las leży.- Kastoro również podniosła się na łapy.
-Mogę iść, choćby zaraz.-warknęła cicho, ogonem odganiając upartą muchę. Teraz ja się sprzeciwiłem i wszyscy po kolei próbowali, ale z mizernym skutkiem. Obie były niezwykle uparte i nie zamierzały zmieniać zdania. Ostateczny argument, którego użyła klacz w końcu nas przekonał.
-Ten głos powiedział mi, że w nocy jest niebezpiecznie. To z pewnością jakiś znak, więc lepiej nie zostawać tu dłużej tylko zbierać się, aby dotrzeć na miejsce przed zachodem słońca.- zgodziliśmy się i ruszyliśmy.
***
Przedzieraliśmy się przez las, mając kopyta (i łapy) całe w błocie. Powoli zaczynało mnie to męczyć, zresztą nie tylko mnie. Szczerze, to wszyscy mieli tego po dziurki w nosie. Szliśmy i szliśmy aż nareszcie ujrzeliśmy małe światełko w zapadającym mroku. Od razu polepszyły nam się humory, sprawiając, że przyspieszyliśmy kroku.
<Arkadia? Tak wiem, arcysłaaabe>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
REMONT!
TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D
-
TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D
-
Oderwałem się od niej pchnięty naglą myślą i odwróciłem głowę. Klacz wyglądała na nieco zawiedzioną, oraz zaniepokojoną, kiedy najwyraźniej ...
-
Wspięliśmy się na klif w momencie, kiedy zaczął padać deszcz. Weszliśmy razem do mojej jaskini. Przez kilka minut siedzieliśmy w zupełnej ci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz