Pobiegłam w stronę, z której dobiegł. Może coś komuś grozi?
Wbiegłam na wydmę i zmrużyłam oczy, aby coś widzieć w tej ciemności. I zobaczyłam to co chciałam. Zobaczyłam sylwetkę konia, który ześlizgiwał się z pięciometrowego klifu do morza. Nie mogłam odróżnić, czy to klacz, czy ogier.
- Pomocy! – zawołał głos.
Wbiegłam na klif. Wyjrzałam zza krawędzi. Koń stał trzema kopytami na malutkiej półce skalnej, a trzecia noga wygięta była pod dziwacznym kątem. Skręcona.
- Daj mi dwa kopyta! Wciągnę cię! – krzyknęłam do nieznajomego konia.
Zobaczyłam dwa kopyta w powietrzu, chwyciłam je i wciągnęłam obcego konia na klif.
W ciemności nie odróżniłam płci konia. Słyszałam, że oddychał bardzo płytko. Trzeba go zanieść do jakiegoś uzdrowiciela. Wzięłam konia na plecy z zadziwiającą łatwością i pognałam do serca stada.
<Ktoś na ochotnika, może?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz