niedziela, 24 września 2017

Od Stelli do Zary…

Nudziło mi się. Postanowiłam, że przejdę się do Lasu Granic. Minęłam Wielkie Drzewo i popędziłam galopem przez trawę. Uwielbiałam biegać. To było świetne ćwiczenie na kondycję. Cieszyłam się prędkością i wiatrem, gdy nagle walnęłam w kogoś lub coś. Wstałam, rozcierając szyję. Zderzyłam się z czarnym jednorożcem.
- Powinnaś uważać! – warknęła na mnie. – A nie myśleć o niebieskich migdałach!
Oburzyłam się.
- Ty też mnie nie widziałaś! To również twoja wina.
Widziałam, jak czarny jednorożec wstaje i się denerwuje.
- Nie wiedziałam, że w Sercu Stada mieszkają takie chamskie klacze – fuknęła na mnie. – Nawet nie przeprosiłaś.
- Nie mam za co! – burknęłam do obcej. To ona powinna przepraszać, nie ja.
Kątem oka zobaczyłam dziwną bliznę na grzbiecie czarnego jednorożca.
Obca pchnęła mnie tak mocno, że upadłam na ziemię.
- Przeproś – warknęła.
Wstałam ukazując sprzeciw klaczy.
Pchnęłam ją lekko, nie tak jak ona.
- Masz jakichś problem? – burknęłam do obcej.
Obca rzuciła się na mnie, zwalając mnie z nóg. Teraz wystraszyłam się na dobre, chodź wcale nie byłam płochliwa. Wolałam odpuścić, niż zaryzykować bójką.
- Dobra, przepraszam! – mruknęłam.
Zeszła ze mnie.
- No.
Przeszła obok mnie uderzając mnie w szyję.
Gdy odeszła, rozluźniłam się.
- Jaka psychopatka – mruknęłam do siebie i pognałam w stronę lasu.

<Zara?>

REMONT!

TAK, WIEM, wygląda to tragicznie, ale to tylko remont:D