Stella poczuła zapach wody.
Zaczęła się budzić. Piekła ją kostka. I bok. Do tego w nosie jeszcze czuła
wodę. Po jakimś czasie przypomniała sobie, co się stało. Spadła z wodospadu… Zerknęła na Hope`a, który
leżał obok. Była wykończona i głodna. Powiedziała do wilka dingo jakiejś kojące
słówko, ale ten… Nie poruszał się. Żeby sobie na sprawiać przykrości, uznała,
że albo jeszcze nie odzyskał przytomności, albo… Śpi… Stella przeczołgała się
do niego i objęła go lewą, przednia nogą. Po chwili zaczęła myśleć, żeby zrobić
coś pożytecznego. Hope się obudzi, będzie głodny. I co…? Trzeba coś dla niego
zapolować. Z wielkim trudem wstała na nogi i się rozejrzała.
- Nie… Nienawidzę wody – mruknęła
do siebie. Przed chwilą znalazła kilka kwiatków lotosu i orchidei. Przydadzą
się, aby opatrzyć rany i do jedzenia. Pod drzewem było nawet kilka grzybków! Będzie
obficie. Podzieliła grzyby na części, dodała trochę płatków kwiatów, i soku z
nich. Z leczniczej orchidei zrobiła dobry, mocny bandaż, którym opatrzyła rany
Hope`a. Wkrótce się na szczęście obudził. Łapczywie zjadł sałatkę, przygotowana
przez Stellę. Potem jej podziękował. Ona poszła jeszcze po wodę do picia do
wodospadu. Nalała ja do kory i zaniosła Hope`owi. Gdy wracała, zobaczyła dwie
postacie w tyle. Uśmiechnęła się. Kosarius, Kastoro, Salvador i Likaona. <Kosarius?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz